mayor of kingstown

Już, już niedługo do Was wracam, tylko muszę wziąć oddech, bo w moim prywatnym życiu trochę się dzieje 😉.

Ale ja nie o nim, a o „Burmistrzu Kingstown”, który jest na Skyshowtime. Serial opowiada o Kingstown – mieście, gdzie jest w ciul więzień, dzięki czemu 20 tys. strażników w nich ma pracę. Ogólnie jest to mroczna mieścina, w której trzeba iść na układy i nie ma wyborów zły albo dobry, są wybory tylko „gorzej lub jeszcze gorzej”. Jak możecie się domyślać – jest tu przemoc, seks i… no właśnie.

Jakiś czas temu oglądałam „Stewardessę” na HBO. Laska miała problem alkoholowy, w ogóle nie radziła sobie z niczym i wplątała się w aferę kryminalną. Pierwszy sezon był całkiem w porządku, bo w końcu bohaterka się ogarnęła, przestała latać do łóżka z pierwszym lepszym i poszła na AA.

W drugim sezonie – wkurwili mnie.

Laska – już mniejsza, że spita – to poszła do łóżka z jakimś agentem FBI, pomimo posiadania partnera i tak dalej. Wiecie, możecie powiedzieć, że fabuła jest lepsza, jak coś się dzieje, a dzieje się jak jest zdrada.

Wkurwiłam się, bo poczułam, że tu nie było nic dobrego – to było takie wypaczanie żeńskiej energetyki.

Serial poszedł out.

Drugi serial – tym razem wybaczcie, tytułu nie pamiętam, ale jest o nauczycielce w Danii i znajdziecie to coś na Netflixie – rozjuszył mnie w podobny sposób. I znowu: pierwszy sezon spoko, ale w drugim już… już nawet nie pamiętam, co się odwaliło, ale znowu poczułam, że sceny seksualne wypaczają żeńską energetykę, totalnie brak jej uszanowania. Wkurwiłam się i serial poszedł out.

Ale „Burmistrz Kingstown” pokazuje, że można inaczej!

Żeby Wam nie zdradzać za wiele, to powiem, że kobieta na screenie jest po ostrych przejściach, i to niesamowicie trudnych dla kobiety. Ale… Och, chyba zrobili jedną z najpiękniejszych scen, jakie widziałam.

– Możesz coś dla mnie zrobić? – zapytała.

– Dobrze – zgodził się.

Utulona przez męskość.

*

Wszyscy, którzy pracują w branży filmowej wiedzą jedno: film to jedno z największych kłamstw świata. A widzowie – jakby oczarowani tym zjawiskiem – nie znoszą, kiedy filmy mówią prawdę.

– Ej, jaki to ma związek z „Mayor of Kingstown”? – zapytasz.

Ano, ma. Ale zacznijmy od początku.

* * *

Pierwszy sezon to jest istny majstersztyk. Mamy tu miasteczko z kilkunastoma więzieniami, układy między prawem a złolami i człowieka, który musi tego całego bajzlu pilnować. Z każdym odcinkiem pierwszej serii czułam, że historia podoba mi się coraz bardziej. Masz tu bowiem nie tylko akcję typu rozpierducha, ale masz tu dramat i wiarygodne postacie psychologiczne. I zero propagandy a’la Netflix. Wskażesz na jednego bohatera, to zaraz wyłoni się jego ciemna twarz. Nic tu bowiem nie jest czarno-białe.

Decyzje są albo złe, albo bardzo złe.

Szczerze? O pierwszym sezonie można w skrócie powiedzieć „rewelacyjny”.

Dyskusja jednak zaczyna się w drugim, i tu – uwaga – spojlery.

Pamiętacie, jak pisałam o pięknej scenie, gdzie dziewczyna została otulona przez męskość? Oto prostytutka, która znajduje się na rozwidleniu dróg: ma szansę zacząć nowe życie pod ochroną polizei, w ramach programu świadków. Nie mniej, młoda rezygnuje z szansy i ucieka z powrotem do swego oprawcy.

– Iris, która została porwana, zatruta, zgwałcona i torturowana przez Milo Suntera – mówi jeden z widzów na IMDB -(…) dobrowolnie wraca do tego oprawcy zamiast skorzystać z ochrony świadka, bo „nie ma domu”. Co za nonsens?

No i właśnie, to nie jest nonsens. Każdy, kto choć trochę się interesował traumami czy sam je przeżył wie doskonale, że zmiany są niezwykle trudne. Po pierwsze, występuje coś takiego jak współuzależnienie. Tak, tak: nowe przeraża, a najłatwiej wrócić do starego. Mnie się od razu w głowie pojawiło pytanie, czy Iris nie czuje, że umie tylko w seks. Przecież widz zna jej historię – jak jedna z wielu prostytutek, miała ciężkich rodziców, została wyrzucona z domu i tak dalej. To czyni bohaterkę wiarygodniejszą. I jasne, Iris mogłaby pójść do szkoły i mogłaby znaleźć pracę dzięki wsparciu programu świadka. Nic prostszego, prawda? Ale są jeszcze dwie rzeczy. Widać, że kobieta czuje coś do Mike’a, zresztą ze wzajemnością. To ten, co musi wszystko ogarniać. Więc jeśli ktoś czuje do kogoś jakąś miłość, to czy nie chce z nim przebywać? I kolejna rzecz. Zmiana wymaga pracy, dużej wewnętrznej pracy. Iris zaś to taka mała dziewczynka, której nie dano dorosnąć. Więc woli się otulić kimś, kto da jej bezpieczeństwo i tym kimś jest Mike.

Prawda, że teraz jej powrót do złola nie brzmi bez sensu?

Ponadto – od historii wymagamy logiki.

Ale człowiek bardzo często nie zachowuje się logicznie.

– Mike bije tego samego gangstera po raz czwarty – jak głupi i słaby może być gangster? To nie działa jako dowcip powtarzający się – to po prostu słabe pisanie – pisze ten sam użytkownik.

No OK, może warto by było, żeby scenarzysta opracował jakiś nowy typ wydarzenia.

Ale… Pytanie „jak głupi i słaby może być gangster” jest pytaniem, jak bardzo realistyczną historię chcemy mieć.

Bo wiecie, filmy i książki przyzwyczaiły nas do archetypu przestępców nader inteligentnych.

Tyle że każdy – znowu – kto interesuje się true crime odpowie, że inteligentni przestępcy to bzdura na patyku. Zwykle ich inteligencja jest poniżej normy i mało co czują.

A więc serial chce być realistyczny, chce być przy tym poważny; dlatego ja uważam, że pokazywanie głupoty gangsterów jest w tej historii na plus. Tu nie ma bajek; Kingstown zresztą to nie bajka, to koszmar.

* * *

Drugi sezon jest trochę inny, jakby wolniejszy. Ale to dobrze, bo powtarzanie tych samych schematów zniszczyłoby serial. Natomiast o ile na końcu pierwszego sezonu mieliśmy bardzo widowiskową rozpierduchę, to na końcu drugiego mamy wręcz taką małą, niewielką bitkę. Nie mniej pozwala to na zrobienie tak przyzwoitej klamry, ładnego domknięcia, że nawet nie obraziłabym się o brak trzeciego sezonu.

Ode mnie za całość 8/10. Polecam serdecznie, oba są dostępne na Skyshowtime.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *