Dzień dobereł, co tak długo? No właśnie, był nawet moment, w którym żałowałam, że tak późno zabrałam się za Cruellę. Ostatecznie jednak ten film miał większy hype, niż na to zasługiwał, ale przyznać trza, że to w jakiś przyjemny sposób płynęło. Nie, serio – fabuła „Cruelli” nie jest wybitna, może nawet nie jest jakoś turbo inteligentna. Po prostu jest sobie dziewczę, które zabiło matkę i która chce zostać projektantką mody i jej przyjaciele to ogarniają i potem jest bitwa między Cruellą a Baronessą, w trakcie której widz obserwuje ładne, muzyczne spektakle.
Bo muzyka jest sercem tego filmu.
To nie jest film z kategorii „ładny”, ale jest to po prostu coś – troszku – lepszego, niż seans do kotleta. Chyba, anyway, wszystko zależy od gustu.
Oj, co mogę jeszcze powiedzieć o tym filmie… filmidle… to jest właśnie przypadek romantyzowania złoli. I ja rozumiem, że tu akurat złolka może mieć trałmę i tak dalej, ale jednak, o ile pamiętam, Cruella ze „101 dalmatyńczyków” była na wskroś zła i wszystkie filmy to prezentowały.
Natomiast jest jeden pozytyw seansu – aż mi się zachciało przeczytać pierwowzór, bo serio – nigdy go nie tknęłam. Hmmm…
Takie 6/10. xD