aaah belinda 2023

Nie dajcie się nabrać.

* * *

„Oh, Belinda” to netflixowy potworek, który jest remakiem ponoć kultowego i feministycznego filmu z 1986 roku – „Aaach, Belinda”. Nie znam niestety różnic obu tych obrazów, bo wiecie – oryginału zapewne w Polsce nigdzie nie idzie dostać, nawet na fanowskich grupach. A zresztą, na fanowskich grupach często jest problem w stylu „nie mów!!!! to groźne!!!! jak powiesz to zagrozisz istnieniu grupy!!!!1111”, no więc nie sądzę, bym kiedykolwiek miała nadrobić.

Szkoda, ale przejdźmy już do paździerza miesiąca, bo seans skończył się nie dość, że przyśpieszeniem na 1,5x, to jeszcze przewijaniem. 3/10.

Co poszło nie tak?

Przede wszystkim pomysł. OK, rozumiem, w latach 80′ może to było oryginalne, ale teraz już nie. Otóż, naszą główną postacią jest aktorka, która ma strasznie wkurwiający charakter. O wszystko się awanturuje i jak tu żyć? I bierze kontrakt na jakąś reklamę gównianego szamponu „Belinda”. Reżyser do niej, by się wczuła w rolę, no to ta… tak się wczuła, że aż znalazła się w alternatywnym świecie, gdzie nie dość, że nie jest aktorką, to jeszcze ma męża – tego samego, co w ramach roli, który strasznie ją triggerował na planie – plus dwójka dzieci. No i… dalej jest jeszcze gorzej. Oczywiście, trochę jej zajmuje, by zrozumieć, co się odwaliło, ale przynajmniej próbowała powtórzyć scenę, którą odgrywała, myśląc, że dzięki temu wróci. Nie wróciła. Co dalej? Ano, dalej musi jakoś żyć w swoim bagienku: pracuje w banku i… okazuje się, że uprawia seks z kilkoma jeszcze facetami, w tym ze swoim szefem. Wow, nieźle polecieli w feminizm 🙄. Jakimś cudem udaje się jej przekonać grupę byłych znajomych – bo w tym świecie jej stara ekipa jej nie rozpoznaje – do tego, by zagrała rolę w przedstawieniu. Oczywiście, że genialnie zagrać może tylko ona i oczywiście, że dostaje. A potem problemem jest to, że policja ją zatrzymuje w ramach jakiś świństw finansowych i ona jej ucieka, i się spóźnia na przedstawienie, i zostaje wywalona z pracy, więc co robi? Włazi na dach, tańczy se, rozrzuca na ulicy pieniądze, a potem idzie na dół i potem już wraca do tej sceny z prysznicem, swojego prawdziwego życia. Koniec. A i po drodze zalicza jeszcze szpital psychiatryczny, bo mąż zmartwiony.

No właśnie.

Wszyscy mężczyźni zostali tu pokazani jako mężczyźni słabi, bojący się, tacy jacyś… jak nie Turcy. Określiłabym tych bohaterów jako „pindy w rurkach”, coś w ten deseń.

Co do szpitala psychiatrycznego – spotyka tam pacjentkę, która mówi jej o multiwersum i żeby grała do końca tę rolę. I… jezu, zmarnowany potencjał postaci i miejsca, i okazji na zrobienie czegoś ciekawego.

W ogóle – nie, to nie jest obraz feministyczny. To jest obraz o głupiej dziewczynie, która musi się ogarnąć. To jest obraz, który no… ma niby pewną logikę przechodzenia z jednej do drugiej rzeczywistości i to może być nietypowe, aczkolwiek ja se pomyślałam „i wróciła tak z dupy, bez sensu”.

Do gry aktorskiej nie można się przyczepić – sama aktorka, która odgrywa główną rolę – rozegrała to wszystko świetnie . Serio, nie można się do niej przyczepić, bo uwierzyłam w to, że postać jest i głupia, i wkurwiająca.

Właściwie, gdyby zrobić z tego historię dramatyczną, a nie komediową, to by może coś z tego było. Bo właśnie ten sznyt komediowy niszczy wszystko, wypowiedź feministyczną. Ba, te tematy feministyczne, które niby się pojawiają w filmie, są potraktowane po macoszemu, tak, że ledwo istnieją.

Aaach, Belindo, a jednak ode mnie 2/10.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *