[FilmS] Podsumowanie stycznia 2023

22 filmy, 6 seriali i kilkanaście niedokończonych seansów. Tych ostatnich nawet nie ma co wspominać, dlatego zapraszam serdecznie na zestawienie najlepszych i najgorszych filmów, jakie obejrzałam. Ach, jeszcze jedno: zestaw całkowicie indywidualny, bo nie chodzę do kina, a mam tylko dostęp do streamingu. Także!

Najlepszy film – tu klasyfikują się takie skarby, jak „Her”, bo są mocno artystycznymi wizjami, jak i obrazy, które po prostu zapadły mi w pamięć, albo są zajebistymi filmami – jak „Milczenie owiec” na przykład.

Oglądalny paździerz – czyli film tak zły, że aż się dobrze go ogląda. Ewentualnie jest kultowy, bo „The Room” ni cholery się nie oglądało dobrze…

Zmarnowany potencjał – filmy, które mogły być perełką, czekoladą w torcie, ale coś zdecydowanie nie wyszło i w rezultacie – niestety – powstał taki paździerzowy obraz.

5. HER (2013)

Ten film jest piękny. Wciąż pamiętam ten seans i mam wrażenie, że zasługuje na uwagę. „Her” dostał Oskara za najlepszy scenariusz, chociaż to nie był obraz wysokobudżetowy. To po prostu film, w którym opowiada się o emocjach i widz – chcąc nie chcąc – jest zmuszony do udziału w historii, jaką nam się prezentuje. Zresztą… to, że po miesiącu od seansu wciąż o nim pamiętam świadczy o tym, że jest to niezwykły obraz. I chyba najbardziej artystyczna wizja ze stycznia. Pełna recenzja tu.

4. Trzy bilboardy za Ebbing, Missouri (2013)

Film, do którego podchodziłam jak pies do jeża, a okazał się bardzo przyjemnym i odświeżającym seansem. I głównie z tego powodu znalazł się w tym miejscu – bo wszystkie inne rzeczy, jak zabawa ze schematami są okej, ale… takie rzeczy trzeba umieć robić. Ten film umie, a pełna recenzja tu.

3. Oblivion (2013)

Ja się pod koniec seansu popłakałam. To jest film, który nie jest łatwy do zrozumienia, choć z pozoru wydaje się, że jest łatwy. Bo oto mamy człowieka, który naprawia drony i pilnuje, by technologia dzielnie pracowała. Nie zadawać pytań, to najważniejsze. Ale dlaczego co 5 lat musi wykasowywać pamięć? Dlaczego ma wrażenie, że jest coś nie tak i dlaczego ciągle męczą go sny o nieznajomej? Z tym wszystkim nasz główny bohater chce się w końcu zmierzyć, w rezultacie czego całe jego życie wywraca się do góry nogami. „Oblivion” to SF, które ma w sobie nie tylko SF – a więc przyszłość i technologię – ale ma również przesłanie. Ma w sobie głębię, ale nie każdy widz ją dostrzeże. Głównie dlatego, że musi pomyśleć i musi zatrzymać się na chwilę, a nie tylko pochłaniać jak głupek. Być może ilość informacji podanej w jednej scenie jest na tyle duża, że widz może się w nich zgubić, ale z drugiej strony – film zachwyca wartką pracą kamery, więc i tak jest z tego przyjemność. Pierwsza recenzja tu.

2. Argentyna. 1985 (2022)

Brazylij… kurwa, pomyliłam kraje przez to, że w obydwu państwach były jakieś porąbane reżimy. I kwestia jednego z bohaterów z serialu „Noc bez końca”: „łapano, torturowano osoby” brzmi… bardzo podobnie do tego, co mamy w Argentyna.1985. Dlaczego? Bo to film o postawieniu przed sądem chujów – ludzi z wojska, którzy porywali, torturowali, gwałcili, mordowali osoby z opozycji. Wprawdzie ta opozycja święta nie była, ale przynajmniej nie mordowała w ten sposób. Film trzymał w napięciu i do końca nie było wiadomo, jak to się ułoży, ale – stało się. Winni zostali skazani, przynajmniej częściowo, a walka z byłym reżimem i skutkami tego czegoś trwa do dziś. Wzruszyłam się, i szczerze mówiąc, jest to chyba jeden z najlepszych filmów tego miesiąca przynajmniej. Pełna recenzja tu.

  1. Milczenie owiec (1991)

Mimo upływu lat, ten film nadal jest czymś niesamowitym, zwłaszcza jak się go ogląda pierwszy raz. A ja miałam taki seans właśnie w tym roku i mówię szczerze – to była emocjonująca, hardkorowa jazda bez trzymanki.

Wiecie, to miejsce mogłoby być inne, ale uznałam, że „Milczenie owiec” jest nie tylko klasyką, jest po prostu obrazem, który zasługuje być na podium. To jest arcydzieło kryminału, czy jak to się zwie. Bo mamy tu wszystko – od powolnego zbadania sprawy, przez pełne napięcia sceny, aż po końcowy finał, który mega, naprawdę niesamowicie trzyma w napięciu. I wyczyn tego, co zrobiono w finale nie jest wbrew pozorom łatwy do zrealizowania, bo to wymaga i zżycia się z bohaterką, i zabawy montażowej.

I jest to jeden z tym filmów, po których ma się „cholera, zazdroszczę osobie, która go jeszcze nie widziała”.

Absolutne arcydzieło, a ja przypomnę tylko, że zanalizowałam „Red dragon” – też z tego uniwersum, ale w tekście zawarłam spojler do „Milczenia owiec”. Zapraszam serdecznie!

Musicie sami zobaczyć ten film, żeby zrozumieć, co tu się zadziało. Bo z pozoru wygląda to na dzieło czysto paździerzowe, ale ogląda się go tak przyjemnie, że zapragnęłam zajrzeć do pozostałych części. Niestety, w Polsce dostępna jest jeszcze trójka, a o reszcie nawet nie ma co mówić. Ewentualnie Puls TV może wyświetlić. Pełna recenzja tu.

Ten film jest kultowy, ale chyba głównie przez tematykę. Otóż – pewien facet ląduje w przyszłości, gdzie ludzie są po prostu głupi. I… realizacja tego obrazu nie wyszła. Prawdopodobnie wytwórnia o tym wiedziała, bo postawiła na „marketing szeptany” – najpierw wstawili narrację, że „ojej, film niepoprawny politycznie”, a potem… cóż, a potem faktycznie film zaczął zarabiać na siebie z tego tytułu. Jakiś czas temu jednak jeden z twórców przyznał, że to była po prostu strategia, a nie żadne niechęci wytwórni do dystrybuowania tego „hitu”. No i – wytwórnia miała rację o tyle, że TO NIE JEST DOBRY FILM. Absolutnie nie i po seansie trochę smutno mi było, że tyle mądrych treści zostało sknoconych, bo oni chcieli zrealizować „amerykańską, głupią komedię”. Naprawdę? A jeszcze smutniej się zrobiło w momencie, kiedy chciano wykorzystać projekt do nastawienia przeciwko Trumpowi w jakiś tam wyborach z bodajże 2015 roku. Coś w ten deseń. Eeeh… Recenzja tu.

Oglądałam tylko 6 seriali, ale mimo wszystko postarałam się wybrać tytuły, które wbiły mi się w pamięć i najlepiej się na nich bawiłam.

Serial w tle – to takie coś, czego nawet się nie chce w pełni oglądać, więc puszczasz sobie w tle, bo szkoda nawet kliknąć myszką na „wyłącz”.

Serial na przyszłość – serial, który w tym miesiącu nie miał zakończenia, ale bardzo dobrze się oglądało, więc… kto wie, może będzie serialem lutego?

3. Man vs Bee

To serial, w którym Jaś Fasola – teraz z innym nazwiskiem – knoci wszystko, co tylko może i na dodatek w cudzym mieszkaniu. Przyznam, że choć przyjemnie i szybko się oglądało, to jednak nie był to seans zwalający z nóg, więc jest trochę na siłę… nie mniej, to skończona seria, którą na odprężenie serdecznie polecam.

2. The Bastard Son & The Devil Himself

Z pozoru w tym serialu jest wszystko to, co powinno odstraszać: od wątku LGBT, po wątek nastolatków. Jednakże… coś się stało, że te elementy bardzo pasują do historii i nie przeszkadzają. Więcej nawet, chyba pomagają lepiej się wczuć w sytuację. Szczerze mówiąc, włączyłam sobie ten serial, bo Asia mi poleciła. Nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego, a tu bum – praktycznie nocka zarwana. Recenzja tutaj.

1. Noc bez końca

Dobra, przyznałam się już, że pojebałam Argentynę z Brazylią, ale… nieważne. Po prostu skupmy się na serialu, który jest próbą zmierzenia się z traumą narodu brazylijskiego. Bo serio – 242 ofiar śmiertelnych i kilkadziesiąt poszkodowanych to nie przelewki. Pożar w klubie nocnym miał miejsce w 2013. Zgadnijcie, ile osób zostało skazanych za tę tragedię?

ZERO.

I jakoś nie mieści mi się to w głowie. Jeszcze gorzej, że Netflix to idiota. Wykupił prawa do ekranizacji znakomitej książki, w której są świadectwa rodzin i nie dał znać rodzicom, że kręci film. Zero konsultacji, zero niczego. I wiecie – może bym zrozumiała postawę giganta, wszak on zlewa sobie konsultacje i robi absolutnie po swojemu, ale tu chodzi o coś więcej. O pamięć. I naprawdę, twórcy serialu, naprawdę wydaje mi się, że zrobili wszystko, by godnie sprawę zaprezentować, starali się. Ale mało tego, że kilka scen z serialu było dziwnych (sprzedaż kubków z martwymi osobami? Serio?), to jeszcze wypuścili triggerujący trailer. I nie, nie obchodzi mnie to, że trailer ma budzić ciekawość i zachęcać. Zresztą ten serial ma takie sceny, że nie musieli wstawiać aż tak dramatycznej sceny do trailera. I w tym kontekście nie dziwię się, że biznesmen – którego dziecko zginęło w tragedii – się wkurwił i chce zrobić pozew przeciwko Netflixowi. Oni zresztą nie chcą dla siebie pieniędzy, oni chcą pieniędzy dla poszkodowanych, a że system w Brazylii jest systemem Kafki, to ja im życzę, żeby wygrali.

Recenzja tu

To jest bardzo, bardzo słaby serial kryminalny z Hiszpanii, choć podobno niektórym się podoba. Obejrzałam go chyba tylko dlatego, że jestem wdzięczna, bo postanowiłam wreszcie przerobić pewną kwestię, która od dawna trawiła moje wnętrze. O tym, dlaczego nie pyknęło tutaj.

Dlaczego nie ma „The last of Us”? Bo nie ma – a tak serio, po prostu postanowiłam sobie obejrzeć te DZIEWIĘĆ ODCINKÓW wtedy, kiedy one już wejdą. Nie mniej, ze względu na tematykę zombie zastanawiam się, czy w ogóle podejść do tego serialu. Jestem już bowiem zmęczona taką narracją chorób i w ogóle, więc… może kiedyś…

2. Chwała

Szczerze żałuję, że od razu wzięłam się za obejrzenie, bo to dobry serial, trzyma w napięciu i… tak przykro, że Netflix postanowił na dwie części rozdzielić sezon. Mam nadzieję, że finalnie to będzie czysty sztos, niedługo część druga, na co czekam z utęsknieniem.

1. Legendy Vox Machiny

Czekałam rok na ten serial i szczerze? Jak na razie jest to bardzo dobry serial fantasy, choć rysunkowy. Jest tu wszystko: od epickości, po przesłanie, po humor. Twórcy wiedzą, co robią.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *