Czy mnich buddyjski może mówić o wychowywaniu dzieci? W końcu ich nie ma, więc co on może o tym wiedzieć? A to psikus, bo po obejrzeniu kolejnego wykładu Ajahna Brahma wygląda na to, że wszystko zależy od podejścia do drugiego człowieka.
Ajahn Brahm wprost powiedział, że młodszych towarzyszy traktuje jak dzieci, którymi się opiekuje. Rzeczywiście, podawał przykłady na to wskazujące. Ale czy to wystarczy? Może, jeśli zna się nauki buddyjskie, gdzie jest mowa o szczerości i współodczuwaniu (bo to słowo lepiej oddaje to, co Ajahn ma na myśli, niż współczucie). To proste zasady i mogą być zastosowane wobec wszystkich istot. Do dzieci także. W praktyce okazuje się, że wdrożono nowoczesną pedagogikę, pedagogikę wolnościową. Jak zwał, tak zwał, ale na jedno wychodzi, a efekty są zniewalające.
Wychowujmy dzieci tak, by rozwijały dwie cechy: szczerość i umiejętność kwestionowania. (Kursywa to wypowiedź Ajahna Brahma).
Osobiście ze szczerością nie mam żadnych problemów, po prostu nie umiem kłamać. Nie zawsze tak było, ale z jednym z powodów dla którego w podstawówce robiłam wałki był strach. Prawdopodobnie dzisiejsze dzieci się nie zmieniły i nadal kłamią, bo się boją. To jest banał, który bardzo trudno zrozumieć dorosłym. Nie wiem, dlaczego. Ileż prostsze życie byłoby, gdybyśmy mówili sobie prawdę i rozmawiali o naszych problemach, ileż nerwic by uniknięto. Oczywiście, Ajahn to wszystko obnaża do kości. W momencie, gdy podał przykład z życia, w którym jego ojciec powiedział: „nie kradnij, nawet jeśli byś bardzo tego chciał, nie kradnij, kupię ci” wzruszyłam się głęboko. To nie chodzi o sposób, w jaki Ajahn o tym opowiadał, ale chodziło o to, co opowiadał. Bo jest zwykły Kowalski, często bezrobotny, ale załatwi dzieciakowi to, co chce, choćby skały srały. Głębokie okazanie miłości. Coś pięknego, choć bardzo prostego. Literatura „wysoka” by się nie powstydziła takiej sceny. Ale dobra, wróćmy do wykładu.
Przyczyną braku inteligencji w przyszłym życiu jest nie zadawanie pytań w obecnym.
Powyższe stwierdzenie to odpowiedź Buddy na pytanie „dlaczego ludzie rodzą się głupi”. I powiem Wam tak – można negować reinkarnację czy karmę, ale gdyby nie pytania, świat nie ruszałby się do przodu. Moim zdaniem, kwestionowanie czegoś jest oznaką inteligencji. Hm, skoro jesteś inteligentny, czemu nie drążysz tematu? Bo wiecie, to że coś jest podane na tacy nie oznacza jeszcze, że coś jest prawdziwe. A że każdy z nas śni inaczej, każdy z nas ma inną prawdę, bo prawda jest subiektywna, to tym bardziej należy pytać. Właściwie to chyba nie umiem dobrze uzasadnić, dlaczego podważanie prawd – a choćby i tylko o”okrągłej Ziemi” – jest świetne. Wiem natomiast, że drążenie tematu bywa fascynujące, a gdy już zanegujemy nawet to, co uznaliśmy za prawdę, to robi się w głowie taki zonk, że trzeba iść spać i po prostu przetrawić to. Ten proces jest wspaniały, bo daje ogromną frajdę. I przygodę. Myślenie nie boli, za to jego konsekwencje – hm, powiedzmy, że wolę być w przyszłym wcieleniu mądra, niż w obecnym grać tchórza.
To ludzie kształtują miejsca, a nie miejsca ludzi.
I tak, i nie. Myślę, że tu odpowiedź jest nieco bardziej skomplikowana, ale istotnie, miejsce chłonie energię ludzi, którzy w nim przebywają. Stąd na przykład w miejscach kultu możemy odczuwać pewne uduchowienie, ale gdy podejdziemy do śmietników przy domu to już nie bardzo. Jednak warto sobie wziąć chociaż na chwilę tę myśl do serca, bo w ogrodzie sąsiada trawa jest bardziej zielona. Już rozumiecie? Tak, gdziekolwiek się zjawimy, zabieramy siebie i własne problemy. Coś na ten temat wiem, bo od życia dostałam bardzo kosztowną lekcję w tej kwestii. Nie mniej jednak, historia, którą opowiedział Ajahn, a którą w ten właśnie sposób wyjaśnił chyba na długo pozostanie w mojej pamięci. Jest po prostu świetna. Może nie będę Wam zdradzać, bo po co spojlerować coś, co warto odsłuchać?
Słuchajcie i… zadawajcie pytania
Powiem tak – ostatnio znowu zrobiło się głośno o problemach młodych ludzi, którzy są przemęczeni i marzą wręcz o zdalnym nauczaniu (sic!). Niestety, dużą winę za ten za przeproszeniem pierdolnik ponoszą rodzice i szkoła. Rodzice, bo strasznie wymagają od dzieci, by miały jakieś porąbanie wysokie oceny. Szkoła, bo ma taki system, jakiego czasy kamienia łupanego by się nie powstydziły. O tym piszą gazety i wybitni – tak, wprost ich tak trzeba nazywać – pedagodzy. Choć nie odkryli Ameryki, to jednak danie studentom dziesięciu godzin na napisanie egzaminu i przy tym zamówienie pizzy i picia, to jest coś niesamowitego. Tego prawie nie ma w polskim światku edukacji, bo ci, którzy mogliby się tak zachowywać to albo zmienili zawód, albo wyjechali za granicę. No dobra, nawiązuję do tego filmu:
I o ile film Krzysztofa krytykuje postawę i rodziców, i „pedagogów”, o tyle Ajahn Brahm daje bardzo proste instrukcje obsługi. A jedna z nich brzmi tak:
Nieważne, czy są w tym dobre [dzieci w ocenach]. Ważne, czy są szczęśliwe.
No właśnie, nie trzeba być po doktoracie z pedagogiki, by zastosować buddyjskie nauki o szczerości i współodczuwaniu. Ba, nie trzeba nawet być buddystą, by to robić. Wystarczy wpaść na YT i włączyć filmik Brahma o wychowywaniu. Naprawdę, bo jeśli lubicie pytać i drążyć temat, to współczesna, wolnościowa pedagogika powie Wam dokładnie to samo, tylko w nieco bardziej rozwiniętej formie.