Jak skomentować mądre słowa mądrego człowieka? Przecie… a, tak. Obejrzałam mowę mnicha buddyjskiego „Tragiczne zdarzenia we współczesnym świecie”, a tam jak byk było o współczuciu. Wobec siebie i innych. W tym zatem momencie nie powinnam patrzeć na swoją opinię jako kogoś mniejszego – bo przecież nie zjadłam tylu medytacji i buddyjskich tekstów, co Ajahn Brahm – ale powinnam patrzeć na tę sytuację jak na wypowiedź kogoś, kto… może się wypowiedzieć na ten temat. Po prostu.
Ludzie robią głupie rzeczy, a śmiech oznacza akceptację natury ludzkiej.*
Ale może najpierw go podlinkuję, żebyście wiedzieli, o czym piszę?
Zakładam, że już go obejrzeliście i można przejść do rzeczy. Na wstępie powiem, że wpis ten może być osobisty, ponieważ przy słowach tego pana zrobiłam przegląd swoich doświadczeń. To takie świeże powietrze na nie.
Ale pierwszą rzeczą, do której muszę się przyczepić to buddyzm w Korei Południowej. Ajahn stwierdza, że jest to kraj buddyjski i zdaje się, że w świadomości zbiorowej ten kraj tak funkcjonuje. Gdyby jednak spojrzeć na statystyki chociażby w Wiki, dowiedzielibyśmy się, że ten kraj z grubsza jest – uwaga – ateistyczny. Jednak w przeciwieństwie do naszych sąsiadów Czechów, społeczeństwo koreańskie jest społeczeństwem patriarchalnym i tradycyjnym. Poniekąd może to wynikać ze spuścizny buddyjskiej, a poniekąd z tego, że spora część mieszkańców to chrześcijanie. Ba, jeśli śledzicie hype wokół tego kraju, to wiecie, że nie tylko Netflix pompuje tam pieniądze w produkcje, ale także wydawnictwa kuszą się na książki o nim. W takim na przykład reportażu Romana Husarskiego „Kraj niespokojnego poranka” można obczaić, że buddyzm w obecnej Korei ma problem. Bo ludzie od niego uciekają.
I właściwie – po co ja to wszystko piszę? Ano, po to, by Was wprowadzić w kontekst kulturowy, o którym zresztą mówi Ajahn. Ajahn twierdzi, że buddyzm nie podchodzi do życia i śmierci w sposób tragedii greckiej, wręcz przeciwnie. Wydawać by się to mogło bez sensu, bo jak można się cieszyć, że ktoś umarł? Ba – mnich opowiada o ogromnej tragedii, która miała miejsce na statku, gdzie zginęło dużo dzieci. A tak się składa, że oglądałam filmik o tym wydarzeniu i… powiem wprost, Ajahn ma rację. To aspekt kulturowy – a więc i zapewne w jakimś stopniu aspekt chrześcijański – każe dyrektorowi szkoły zmarłych dzieci się obwiniać. W ogóle, kultura chrześcijańska zdaje się być budowana na aspekcie poczucia winy. To jest oczywiście – no, bądźmy współczujący i tym razem nazwijmy to łagodniej, niż zwykle – nierozważne, bo buduje cierpienie.
A buddyzm tak naprawdę stoi w kontrze do cierpienia! Choć chrześcijanom wydaje się, że w tej filozofii dużo się peroruje na ten temat i cierpiętniczość jest stawiana na pierwszym miejscu. To jest iluzja, ale iluzja zbudowana przez pryzmat słów „cierpienie jest i należy go zaakceptować”, „karma” oraz „wszyscy jesteśmy pomieszani”.
Wszyscy jesteśmy pomieszani i po raz pierwszy o tym usłyszałam dawno, dawno temu… no dobra, w tym wcieleniu było to jakoś w roku 2014. „Pomieszanie” jako słowo wydaje się mieć pejoratywne znaczenie, ale bądźmy szczerzy – czy można lepiej opisać to, co dzieje się w naszych głowach? Ano, nie można. Dlatego że każdy z nas jest człowiekiem, a ludzkim jest robić błędy czy nawet głupie rzeczy. A najczęściej ludzie nie kontrolują swego ego i im mniej to robią, tym właśnie stają się bardziej pomieszani. Ba, patrząc na siebie przez pryzmat ostatniego czasu, mogę stwierdzić, że dużo było we mnie pomieszania i jest go nadal. I zdaje mi się, że im mniej pracujesz ze swoim wnętrzem, tym mniej rozumiesz pojęcie „pomieszania”.
No dobrze, ale miało być osobiście. Ajahn opowiada o buddyjskim stosunku do śmierci i powiem tak: im jest łatwiej się śmiać w takiej sytuacji, bo znają narzędzia, by przetransformować własny ból. Używają do tego medytacji i mantr, no i powiem tyle: jest to cholernie praktyczne i skuteczne. Wiem, co mówię, bo metodę buddyjską zastosowałam, gdy zmarła babcia.
Ale zdaje mi się, że buddyści jeszcze jedną sztuczkę stosują.
Bardzo prostą.
Nie zadają głupich pytań.
DLACZEGO?! – jest to jedno z najgłupszych i najboleśniejszych pytań, jakie człowiek może sobie zadać. Nie? Dobra, ja nie pytam, dlaczego ta żarówka nade mną świeci, tylko pytam, dlaczego mama zmarła. A właściwie to nigdy – przynajmniej na początku i w trakcie żałoby, bo potem wszedł żal itede – nie zadałam takiego pytania. Słyszałam je ze wszystkich stron, wszyscy się zastanawiali, a ja byłam – nie wiem, dlaczego, ale byłam – przekonana, że „dlaczego” jest pytaniem głupim, bo jak na nie odpowiedzieć? Po co? Potęguje tylko cierpienie, a w dodatku tak naprawdę nie da się na nie odpowiedzieć. Skoro nie da się, to po co się z tym fantem męczyć?
Obwinianie ukrywa prawdę pod ziemią.
W filmie mowa też o gniewie. O tym, że zemsta nie ma najmniejszego sensu. I co ja mam odpowiedzieć na tak mądre słowa? Dobra – wydawać by się mogło, że powyższe stwierdzenie jest logiczne, no i takie… bezpieczne. Ale czy jesteśmy do tego przekonani? Czy mamy na to jakiekolwiek fakty? Być może tak, ale nie chce mi się uciekać do wiadomości ze świata, więc pozwolę posłużyć się własnym doświadczeniem. Znaczy, tak jakby.
Po napisaniu „Agafe” wzięłam się za kolejną historię. Tym razem o dziewczynie, która miała mieć moce związane z pająkami i nazywała się Amalia Pokora. Nie, nie będę kolejny raz snuć historii o tym, jak pewnego razu przy pisaniu o niej oświetliło mnie względem chrześcijaństwa. Tym razem opowiem o samej dziewczynie, bo ta miała za sobą w kij trudne doznania. Doznania, które prawdopodobnie każdego by złamały psychicznie. Wiecie, tortury, gwałty, zabijanie bliskich i tak dalej. Odpowiedzialny za to był pewien człowiek, władca Szandrii – Agoston. Więc gdy nasza koffana dziewczyna postanowiła się na nowo narodzić, stwierdziła, że narodzi się, by się zemścić. No i opisywałam te różne jej nieszczęścia, bo umysł ją tak zawirował, że wpadała w kolejne małe horrory i za cholerę z tego wybrakowania nie mogła wyjść. Aż do momentu, gdy na swojej drodze spotkała Agostona. Pozwolę sobie pominąć szczegóły spotkania, ale wiecie, takie spotkanie twarzą w twarz z tym kimś spowodowało, że w dziewczynie odezwał się gniew. A że od dawna chciała się zemścić, to trudno nie wykorzystać okazji.
No i zrobiła to.
Gościa już nie ma, a ona… no właśnie, co się zmieniło poza tym, że Agostona już nie ma? Właściwie to nic. Dziewczę nadal miało w sobie ogromne pokłady bólu i gniewu, nadal chciałaby wszystko zniszczyć jak leci.
Więc co jej dała ta zemsta?
Ano, niewiele.
Ba, nawet nie można powiedzieć, że zapobiegła śmierci innych osób, bo koleś był mocno niedysponowany fizycznie i psychicznie (wiecie, kwestia klątwy), więc władzę w jego kraju dzierżył ktoś inny.
No więc, do jakiego wniosku można tu dojść?
Prostego – nic dodać, nic ująć, jeśli chodzi o przemowę Ajahna Brahma.
Było jeszcze o leczniczym działaniu śmiechu. No i wiecie – wystarczy wpisać w Wujka Googla „joga śmiechu”, by znaleźć informacje na temat tego, jak to śmiech może transformować pewne rzeczy. Ba, sama mam przejścia, które na to wskazują. Tak właściwie… dawno nie zrobiłam sobie takiej bezsensownej sesji śmiechu, ktoś chętny dołączyć?
A na koniec mądre cytaty tego pana, które sobie spisałam:
[o medytacji angielskiego parlamentu czy coś w ten deseń] Nic by w tym czasie nie zrobili, a więc byłoby mniej problemów.
Nie obwiniajcie, tylko śmiejcie się.
Ludzie robią głupie rzeczy, a śmiech oznacza akceptację natury ludzkiej.
* kursywa oznacza cytat z wypowiedzi Ajahna Brahma
Dla mnie świetnie opisany aspekt gniewu i zemsty, czyli coś co ostatnio w moim umysle zagościło. Zdecydowanie bliżej mi do jogi usmiechu:)) Bardzo fajny artykuł i nie dlatego, że w końcu zgadza się z moim odbiorem, haha;)