Z pozoru zrobili to, co wielkie korpo robią od zawsze: porządkują swoje produkty, tworząc matkę-spółkę i podpinając pod nią mniejsze. U Fejsbruczka będzie to Meta. Polski internet ma śmiechawkę, bo się kojarzy z nałogiem, narkotykiem. W angielskim nie – ponoć wszyscy jarzą, że chodzi o metawersum.
Skończyłam pierwszy wstęp, teraz mogę zacząć drugi. I serio, bo byście zrozumieli, co chcę Wam przekazać, muszę napisać o informacjach. Więc, zacznę od przykładu, który zrozumie chłop z rozumem prostym jak budowa cepa. Nazwijmy go Kartofel. Żeby ktoś zrobił krzywdę naszemu Kartoflowi, musi się on na to zgodzić – świadomie. No ale jak to, przecież nikt mu nie powie „panie, paaaan w 2020 zarazisz się pan jakimś chujstwem, zgadzasz się na to?”, prawda? Inaczej by facet odmówił wprost.
Ano właśnie nie do końca.
Zauważcie, że informacje o tym, co nastąpi w 2020 były nam podawane od lat. 2017 – jakaś laska pisze o eksperymentach genetycznych na ludziach. Potem mieliśmy jakiś kongres, który omawiał plandemię. I tak dalej, i tak dalej. Działo się, informacje napływały, a ludzie – nie protestowali. Kompletnie NIC NIE ROBILI. A jeszcze konkretniej: NIE SPRZECIWIALI SIĘ.
Och, poleciałam? To inny przykład. Nasz Kartofel, chłopina prosty, acz zacny, co niedzielę chodzi do kościoła. Wierzy w Pana Boga i w ogóle, tak jak na prostego chłopinę z Wygwizdowia Dolnego przystało. Tylko że co on robi w trakcie mszy? Ano, ano – wypowiada słowa, które blokują mu czakrę serca, które kradną mu energię i pewnie parę innych trików. No, ale on to sam to robi! Sam wyraża na to wszystko zgodę! I dlatego mu to się dzieje! Nikt go do tego nie zmusza, bo przecież może olać totalnie modlitwy, a nawet przestać przychodzić do kościoła.
Już wiecie, o co mi chodzi, prawda?
A zatem, przechodząc z powrotem do fejsbruczka. Nasz niekoffany celebryta, znaczy się prezes giga korpo, Mark Cukierbierg wygląda w tej chwili tak:
Moje pierwsze wrażenie – jaki paskudny wygląd. On nie wygląda jak człowiek, nie wygląda realnie. Ktoś miły (pozdrowienia!) dobrze to opisał: to kukiełka. Facet wygląda dokładnie jak kukiełka. Ale, oczywiście, zachęcam do samodzielnego wejrzenia w tę sprawę, o ile macie ochotę.
No i gościu chciałby zrobić Avatara w naszym życiu. Co, może nie? A przeczytajcie tylko to:
Ma nią być metaverse, czyli miejsce, w którym możemy się znaleźć osobiście, a nie tylko na to patrzeć, jak na strony www. Metaverse ma być następcą dzisiejszego Internetu do oglądania wideo, grania w gry i spotkań: towarzyskich oraz biznesowych. Wszystko, co robimy online, będzie bardziej żywe i naturalne – mówi Zuckerberg. Podstawy do Metaverse już są, ale jako całość nie da się go doświadczyć. Zamiast nowych produktów, Zuckerberg chce pokazać nam przyszłość. (źródło)
Innymi słowy – wirtualna rzeczywistość. Innymi słowy matrix w matrixie. Na szczęście z moich odczuć wynika, że im się to nie uda. A Was zachęcam do tego, byście nie wyrazili na to zgody.
No co, chyba nie chcecie skończyć jak w Matrixie? :>
No to ja nie wyrażam zgody na tego typu eksperymenty fejsbruczka i innych korpo. I tyle!
AKTUALIZACJA 29.10.
No i się pomyliłam. Okazuje się, że jeśli chodzi o humor, to jest on uniwersalny dla całego globu. Dosłownie całe internety zaczęły się naparzać i z nazwy, i logotypu. A właśnie, o logotypie jeszcze nie wspomniałam, choć jest to mega ważny punkt zaczepienia. I tu chciałam zaznaczyć, że jest to jedynie mój pogląd, Wy możecie inaczej sprawę ocenić. Ale pamiętajcie, że chodzi o korpo. O Fejsbruczka. To nie może mieć dobrych intencji.
Logotyp Mety wygląda tak:
Zaś logotyp nieskończoności wygląda tak:
I z mojego osobistego doświadczenia wynika, że nie jest niczym pozytywnym. Nie będę wchodzić w jakieś wielkie filozofie, w skrócie opowiem Wam, co się stało.
Kilka lat temu pisałam pewną powieść, którą pierwotnie nazwałam „Amalią”, a ostatecznie – „Krzykiem”. Nie, nie jest wydana i w takiej formie nigdy pewnie nie zostanie wydana. Jednak aktualnie jest przeze mnie redagowana, w tłoku są prace. Główna bohaterka o jakże wspaniałym imieniu Amalia, dawno dawno temu była niewolnicą. Ponieważ narodziła się bez starej pamięci i ponieważ wie tylko, że nienawidzi pewnego gościa, oraz jest młoda i dość specyficzna, to nic nie robi ze swoimi niewolniczymi wzorcami. Pewnego dnia jednak z opresji – tak w skrócie, bo to naciągane, ale chodzi o sedno – wyciąga ją Agafe. Ta wyjmuje z jej ciała metalowy znaczek, który wygląda tak:
Czekaj, co się właśnie stało? Zaczęłam się nad tym zastanawiać, bo przecież znak nieskończoności nie jest jakimś złym znaczkiem, prawda? To głównie znak matematyczny, wywodzący się z greckiej litery omega, a w sumie nie wiadomo. Może jego stwórca – John Wallis – był masonem? No dobra, zostańmy przy tym po prostu, co pisze wikipedia.
Tak czy inaczej, zapytałam na grupie rozwojowej, co ten znaczek mógłby tak naprawdę znaczyć. No bo jednak z jakiegoś cholernego powodu on siedział w mojej podświadomości, prawda?
Ktoś wypalił: to znak niewolnictwa.
Wszystko się zgadzało – moje doświadczenia z poprzednich wcieleń, niszczona Amalia i wybawienie w postaci Agafe, która jej ten stygmat wyciąga.
W związku z tym doszłam do wniosku, że ten znaczek istotnie ma takie znaczenie.
A teraz widzę, że Fejsbruczek chce zrobić Matrixa w Matrixie mówiąc o tym wprost ludziom. I jak sobie człowieczyna uświadomi, że korpo traktują jednostki jak niewolników (tak, tak – nawet użytkowników wirtualnego świata), to historia zaczyna mieć nieco inne znaczenie.
PS.: O samej Agafe możecie przeczytać w książce dostępnej w tym sklepie. Polecam i miłej lektury!
O…dajesz do myślenia. Dobry tekst. Przewidziałaś to…
Dzięki 🙂