Opis nie nastrajał optymistycznie. No dobra, z niego nie wynika jeszcze, że będzie o zboczeństwach. A przynajmniej nie wprost.
Przeczucie mi mówiło jednak, że można się spodziewać występowania pewnych zbereństw, na przykład: podglądanie majteczek dziewczynom. Ma to oczywiście swoją japońską nazwę, ale na tapetę Sion Sono bierze i inne przywary tamtejszego społeczeństwa.
Zastaw się, a postaw się
Chrześcijaństwo w Kraju Kwitnącej Wiśni nie jest dominujące, ale jest. Ktoś mi zresztą kiedyś wyjaśnił, że w Japonii religie funkcjonują trochę na zasadzie „zastaw się, a postaw się”, czyli – jak jest jakaś fajna, duża ceremonia, jak chrzest czy coś innego, to wtedy bierzemy taką religię. Dochodzi do tego, że Japończyk potrafi w ciągu życia zmieniać wyznanie 2-3 razy. Czy to prawda, nie wiem, ale faktem jest, że Japończyków jara zabawa symboliką. Głównie chrześcijańską, co łatwo zauważyć w anime. A kolejnym faktem jest, że nasz bohater – Yu – jest chrześcijaninem. Jego matka była bardzo kochająca i widz tak sobie ogląda normalne kino, aż… do drugiej godziny. Takie wprowadzenie widza do sytuacji młodego, bo przecież mowa o licealiście, ma sens. Nie jakiś głęboki i filozoficzny, ale powoduje łyknięcie bakcyla, pozwalającego na przebrnięcie przez DWIEŚCIE TRZYDZIEŚCI SZEŚĆ MINUT. Cztery godziny.
Majteczki w kropeczki, ohoho
Aż dziwne, że żadna japońska gwiazda pop nie postanowiła zrealizować utworu Akcentu z majteczkami. No dobra – może przesadzam, ale akurat to zboczeństwo (podglądanie ich) jest bardzo silnie zaznaczone. Na szczęście nie jest to zrobione w głupi sposób, bo Sion Sono po pierwsze, stawia tezę, dlaczego ludzie zaczynają się zniżać do takich rzeczy, a po drugie, to tylko początek. Z niego przechodzi do innych problemów, już nie tylko zbereństw, bo mamy tu sektę i mamy tu zaznaczenie homoseksualizmu. Jak myślicie, LGBT jest tam mile widziane? :>
Sam Siono sporo bierze inspiracji z własnego życia, zresztą, pierwsze napisy seansu to: „na podstawie prawdziwych wydarzeń”. No, w to, że ksiądz, ojciec Yu, znęca się nad chłopakiem jestem w stanie uwierzyć, bo młodzież w Japonii ma przerąbane i to często. Zresztą, młody nie jest jedynym przypadkiem tego stanu rzeczy, bo tu zaraz na scenę wchodzi Yoko i druga panna, które to obie w jakiś sposób były udręczone.
Samoświadomość to jedno, drugie to mentalność
Eh, jak napisałam na grupie Pięciu Smaków, że mam problem, by zaczynać „Miłość obnażoną”, to większość zaczęła mnie do seansu zachęcać. Wygrali i nie żałuję. Pojawiły się jednak uwagi, że to niedobrze, że film nie krytykuje wprost zamachów bombowych czy pedofilii. Mnie się jednak wydaje, że twórca stara się nie osądzać bohaterów – żadnych. Z drugiej jednak strony, mamy mocne zaznaczenie „przecież podglądanie majtek to zboczeństwo! To złe!”. I młodzi bohaterowie zastanawiają się też, czy homoseksualizm i transwestytyzm także się zaliczają pod tę kategorię. Bo to, że w anime widzimy lesbijki, to jedno, a życie drugie. Mam wrażenie, że odpowiedź na pytanie, co autor miał na myśli, może być trudniejsza, niż się wydaje.
Ktoś też skrytykował uwięzienie Yoko, by się zmieniła. Powiem tak: było to uzasadnione fabularnie, ale jeśli wziąć stronę tego, że pokazano pozytywnie aspekt przemocowy, to mnie to wcale nie dziwi. Bo z jednej strony mamy silny patriarchat, gdzie kobiety mają przerąbane, a z drugiej strony mamy Azję. A w Azji przemoc nie dziwi, występuje nawet w bajkach dla dzieci.
Jeszcze się zastanawiam, co tu obnażył Sion Sono. Tytuł to chyba gra z widzem, bo o ile miłość w filmie występuje, tak nie do końca wiem, czy pełni główną rolę. Biorąc pod uwagę te wszystkie przygody, jakie mieli bohaterowie, to chyba reżyser obnażył co innego. Obnażył przywary, a nie miłość.
Aha – kto wrażliwy na krytykę Kościoła Katolickiego, ten może niech lepiej sobie daruje ten film, bo tu ostro po nim jadą. Dlatego tym bardziej cieszy mnie, że mogłam sobie pozwolić na seans „Miłości obnażonej”, bo pewnie cenzura Watykanu nie pozwoliłaby ujrzeć filmu na wielkich ekranach. Inna rzecz, że o ile jestem zadowolona z tego, że to obejrzałam, to nie mam pojęcia, jak wprost odpowiedzieć na pytanie „oglądać czy nie”. Wydaje mi się, że dla każdego coś się znajdzie, ale też wydaje mi się, że akcja jest na tyle rozbudowana, że film trochę się wymyka tej ocenie.
Film obejrzany w ramach mini-festiwalu Pięciu Smaków. Polecam serdecznie! I pozdrawiam także serdecznie uczestników wydarzenia, szczególnie rozmówców z wczoraj 😉 – dzięki!