Parasite

Dzień dobereł!

Przyznam się, że po obejrzeniu drugi raz TROCHĘ lepiej rozumiem fenomen „Parasite”, ale nie do końca. Zacznijmy jednak od początku…

Pewna rodzinka ma duże problemy finansowe. Nie dość, że żyje w piwniczym mieszkaniu, to jeszcze na internety ich nie stać. Ogólnie rzecz mówiąc – nie wylewa im się, a bieda piszczy z ekranu. Jednak pewnego dnia wszystko się odmienia, gdy najstarszy syn dostaje propozycję korepetycji angielskiego dla córeczki bardzo, bardzo bogatych ludzi…

OK – ja wiem, że stary film. ALE doszłam do wniosku, że nie lubię spojlerów. Wiadomo, że gdy czyta się o filmie klasy B spojlery mniejsze lub większe nie przeszkadzają, ale „Parasite” to film złoto. On DOSŁOWNIE płynie. I dlatego nie jestem pewna, co się stało w połowie filmu (przypominam, oglądałam drugi raz).

Stwierdziłam, że zrobię sobie przerwę i… nie udało się w pełni wrócić do obrazu. Tak, od drugiej godziny klimat tegoż filmu zaczął się zmieniać na mroczniejszy i może to dlatego? Wiecie, jestem po „Mindhunterze” (recenzja w tygodniu), a to był naprawdę ciężki serial. Więc… przejrzałam skrótowo, co się działo dalej.

A dzieją się tu niezłe rzeczy, choć muszę przyznać, że inaczej zapamiętałam środek filmu.

Film pod względem tematyki nie był w 2019 nowością, bo prawda jest taka, że Koreańczycy uwielbiają w swojej kinematografii opowiadać o problemach społecznych, a niektóre seriale nawet bardziej przedstawiają biedę,

Jeśli chodzi o sam poziom filmu, to z pewnością jest on bardzo wysoki, ale nie wybitny. Szczególnie, że to nie pierwszy i nie ostatni film z Korei, który prezentuje się znakomicie. Dlatego też nie miałam zrozumienia dla fenomenu tego obrazu.

Obecnie jest ono większe, gdyż muzykę – głównie występującą na koniec – bardzo miło się słucha, jest to z całą pewnością udany soundtrack wysokiej jakości. A poza tym myślę, że taka nagła zmiana atmosfery jest trudna do ogrania, jeśli chcemy mieć dobry produkt. A „Parasite” z pewnością taki jest.

Dlatego, gdyby ktoś jeszcze nie oglądał… niech obejrzy, bo z pewnością warto. Gorzej, gdy postanowi sobie powtórzyć seans, to nie obiecuję, że spodoba się tak samo.

Film zaproponował DreamStream – popowo, alternatywnie, sugestywnie , ale recenzję dedykuję Wam wszystkim. Dzięki, że jesteście 😘

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *