Dzień dobereł, ja przychodzę do Was z głupią komedyjką. Oglądałam ją premierowo w kinie (stare czasy, inna historia, dawno i nieprawda) i z perspektywy czasu uważam, że jest to film niedoceniany i przede wszystkim NIEZROZUMIANY.
Jasne, da się czerpać przyjemność z „Jestem taka piękna!” opierając się na filmie jako takim. W końcu on ma za zadanie sprawić, że w serduszku poczujemy się lepiej. I może rzeczywiście tak było na pierwszym seansie, ale tylko trochę – wyszłam pogodna z seansu, stwierdziłam, że ładny film i tyle widzieli. Nigdy nie spodziewałam się, że wrócę do tej historii. A jednak, wróciłam i opłaciło się!
Renee (Amy Schumer) jest zwyczajną pracownicą biurową na jakimś totalnym zapleczu. Jest też przy kości. Zaczęła sobie zadawać pytanie, czemu muszą pracować na takim zadupiu, a nie w centrali, w centrum miasta. Zaczęła też chodzić na aerobik, gdzie doznaje poważnego uszczerbku na zdrowiu i zmienia jej się w głowie wszystko.
Jak wcześniej uważała siebie za brzydką grubaskę, tak teraz nagle uważa siebie za piękność nie z tego świata i oczarowuje totalnie wszystkich. Brzmi zabawnie?
Powiem tak – jako takiej komedii to w „Jestem taka piękna!” jest mało. Ale jeśli spojrzymy pod kątem PRAWA ZAŁOŻENIA na ten film, to Panie i Panowie – klękajcie narody.
Przede wszystkim mamy tu instrukcję obsługi tego, jak ignorować 3D*. Zaprawdę powiadam Wam, ten film Wam więcej o tym opowie, niż jakikolwiek kurs Nevilla Goddarda. Gdy Renee rozmawia z ludźmi, ludzie chcą wejść w jej słowo i zaprzeczyć, że to nie tak, że to nieprawda, że widzą ją inaczej. Ale Renee gada jak katarynka i nie daje dojść do głosu innym, a w wyniku tego inni się poddają i są pod jej wpływem. Nagle się okazuje, że cała rzeczywistość traktuje ją tak, jak ona siebie widzi.
I właściwie cały film jest o postrzeganiu siebie. Tak, to może być głupiutki filmik, ale ten głupiutki filmik pokazuje jasno i wyraźnie, co się dzieje, gdy w dany sposób siebie postrzegasz. Fikcja literacka? No właśnie nie – bo w 3D jest zwyczajnie odzwierciedlenie naszych przekonań i stanów psychicznych. Nie ma innej możliwości. Jest dokładnie tak, jak w filmie – jeśli coś nie przynależy do Twoich uwarunkowań, to po prostu tego nie zastaniesz.
Przez moment byłam zawiedziona końcówką, ale dałam jej polecieć i zmieniłam zdanie. Oto bowiem Renee odkrywa, że moc nie leży w symbolach, w magii, a w niej samej.
I wiecie, co? Można chwalić aktorstwo Amy Schumer, ale tu raczej należy pochwalić wgryzienie się w rolę Renee. Niewiele wiem o Amy jako takiej, więc podejdę do tematu skrótowo. Z ekranu czuć, kiedy Renee uważa siebie za brzydką, ofiarę itd., i czuć, kiedy uważa siebie za najpiękniejszą piękność tego świata. I nieważne, że cały czas wygląda tak samo – energetycznie to dwie różne kobiety, choć w jednym ciele.
Reasumując – nie dziwię się, że na IMDB „Jestem taka piękna!” ma tylko 5.7. Jeśli jednak oglądasz ten film pod kątem Prawa Założenia, to nagle wskakuje on na 8/10. Warto go sobie przypominać, kiedy stracimy motywację w działaniu lub kiedy chcemy sobie przypomnieć, jak ignorować 3D.
* 3D to otaczająca nas rzeczywistość.