Dzień dobereł!
„Czerwoną jaskółkę” ogląda się dobrze, choć nie jest to wybitny film, jeśli chodzi o szpiegostwo. Jest to ekranizacja powieści, której nie czytałam, ale myślę, że całkiem nieźle im wyszło zaadaptowanie pomysłu na ekran. Mamy tu koncepcję trochę inną, niż zwykle; bo zwykle to faceci są głównymi bohaterami i Amerykaninami. W tym przypadku Dominika (Jennifer Lawrence) miała pecha i trafiła do służb specjalnych, co niezbyt było miłe, ale ostatecznie bierze udział w nieco zagmatwanej, międzynarodowej aferze…
Well, nie chcę Wam spojlerować wszystkiego, bo film jest oglądalny. Zawiera lekkie sceny tortur, ale widać, że bohaterowie cierpią. I niemal do końca nie wiadomo, jaki jest główny cel, pomysł naszej Dominiki, dlatego też widz chce obejrzeć do końca.
– Polacy wydają się tacy chłodni – powiedziała Rosjanka, która przeniosła się ze swojego kraju do nas i teraz prowadzi kanał na yt. Porównywała naszą mentalność do ich i wiecie, co? Film to oczywiście fantazja Amerykanów, która ukazuje Rosjan tak jak zwykle. Bezdusznych, zimnych i wyrachowanych. I właściwie wszyscy – oprócz Amerykanina, Nate’a (Joel Edgerton) tacy się być wydają. A przypominam, że „Czerwona jaskółka” premierę miała w 2018 roku, więc narracja wtedy była z deczko inna, niż obecnie, przed Trumpem.
„Czerwona jaskółka” to nie jest film, który jakoś zapada w pamięć. Choć pomysł ciekawy i realizacja dobra, to jednak całość jest tylko przyjemna do oglądania i trochę wzbudza ciekawość postawą Dominiki, aczkolwiek ja się pogubiłam w jej tłoku rozumowania, ale składam to na kark mojego niedospania.