Błędy narracyjne w Akolicie

Podobno ostatni odcinek nie jest tragiczny. Problem w tym, że po dwóch minutach jego oglądania mój mózg zareagował bólem. Obawiam się więc, że ósmy epizod „Akolity” wcale nie odbiega jakością od pozostałych – po prostu seria przyzwyczaiła widzów do miernego poziomu i odcinki są oceniane w jego ramach.

A ponieważ jak najszybciej chcę się pozbyć bólu mózgu, to poniższy tekst będzie szybką analizą tego, co poszło nie tak w „Akolicie”. Zapraszam serdecznie! I tak, będą spojlery.

Jednym z błędów jest to, że serial zaczyna od klasy „G”, a kończy na klasie „C”. Tak – z czasem „Akolita” prezentuje się lepiej, niż w pierwszych czterech odcinkach, przynajmniej takie wrażenie robi na wielu widzach. Z pozoru nie ma w tym nic złego, ale widać, że to jest błąd narracyjny. Bo przez ten błąd serialowi/Disneyowi uciekło niesamowicie wielu odbiorców, którym już po pierwszym odcinku nie chciało się śledzić dalszej historii.

DIALOGI

Obawiam się, że znacznie lepszymi dialogami mogą się popisać paradokumenty z TVN’u czy POLSAT’u. Serio – słuchanie bohaterów Akolity przyprawia mózg o ból. I zresztą, kto tak mówi? Przyjrzymy się rozmowie mistrzyni Jedi z jednym z senatorów (ósmy odcinek).

Senator: prowadzisz śledztwo w sprawie morderstwa i nie zgłosiłaś tego senatowi.
mistrzyni: bo na razie to jest śledztwo wewnętrzne. Mam prawo podjąć niezależne działania w przypadku pomniejszych spraw.
senator: skąd wiesz, że to nie jest poważne zagrożenie?
mistrzyni: bo wszystkie ofiary to Jedi.

Jeśli jakimś cudem nie padliście ze śmiechu, to gratuluję. Sam senator wygląda na o wiele bardziej ogarniętego od Jedi. I powiem tak: nawet dla osoby mało obeznanej ze światem SW powyższy dialog jest bardzo dziwny, bo… morderstwo, a już szczególnie morderstwa to bardzo poważna sprawa. Zwłaszcza, jeśli ofiarami są Jedi – kozacy w walce i utrzymywaniu porządku w galaktyce. Zresztą, argument mistrzyni mógłby odeprzeć atak senatora, gdyby tylko brzmiał inaczej. Jak? Ano tak, że sprawa zabójstw jest sprawą tylko i wyłącznie Jedi, skoro zakon posiada niezależność (coś jak uniwerki, powiedzmy*).

Oczywiście, moja propozycja to propozycja ściętej głowy. Ten serial jest wypełniony po brzegi dialogami, które nadają się do kosza. Często brzmią one nielogicznie i sztywno, już nie mówiąc, że są po prostu zbędne.

A co do zbędności…

Powyższy, puchaty bohater ma zapewne jakieś imię, ale jest on tak zbędny w fabule, że nie pamiętam jego imienia. Plącze się za Mei/Oshą i niby on wie, że dziewczyny się zamieniły, i on niby coś robić może… tyle że w 99% czasu antenowego nic nie robi. Ot, po prostu jest fajnym pluszakiem w rękach dzieci, bo przecież takie zabawki zapewne pojawią się w sklepach. A kiedy w tym odcinku gościu odwalił sabotaż statku, to dla mnie było to na wskroś nielogiczne i… było to zupełnie niepotrzebne wydarzenie, ponieważ ostatecznie NIC nie zmieniło. Jaki z tego wniosek? To chyba ta walka w kosmosie musiała kosztować kupę hajsu, bo naprawdę, nie wiem, gdzie są te 180 mln dolarów amerykańskich.

Więc tak: ten serial posiada puste sceny, które nic nie wnoszą do fabuły. To smutne, bo oprócz tego, że taśma filmowa jest marnowana, to jeszcze marnuje się czas widzów.

I mam nieodparte wrażenie, że gdyby „Akolita” nie była pod sztandarem SW, to by ten serial skończył podobnie jak „Willow” – czytaj, zostałby usunięty ze streamingu.

GRUPA WIEKOWA

Są takie historie, które nadają się wyłącznie dla starszych odbiorców i „Akolita” jest takim przypadkiem. Błędem Disneya – tu Filloniego o ile pamiętam – jest to, że nie chce dawać znaczków 15+ lat dla franczyzy SW. To zadziwia, bo nawet Deadpoolowi pozwolono na to, a sam Marvel też zmierza tym śladem. I jest duże prawdopodobieństwo, że te historie będą dobre i doceniane, bo nie będą traktować swoich odbiorców jak idiotów czy dzieci.

I jasne, da się stworzyć niezwykle ciekawe rzeczy w uniwersum dla dzieci. Zwłaszcza animacje potrafią to pokazać. Co jednak, jeśli historia ma duży potencjał dla bycia bajką dla dorosłych?

Dodajmy do tego, że historię śledzą w większości OSOBY DOROSŁE. A więc takie, które oczekują jakiegoś poziomu, logiki, czy czegokolwiek, co by było właśnie… dla nich. Stąd wiele narzekań, że te historie są nudne, nieświeże i dla dzieci. Star Wars bowiem NIE DORASTA WRAZ Z WIDZAMI. I to jest poważny błąd franczyzy.

Akolita to koncert zmarnowanych potencjałów.

Mamy tu mnóstwo świetnych pomysłów, ale nie zostały one należycie wykonane. Trudno dokładnie stwierdzić powód, ale jednym z nich jest narracja upraszczająca intrygę, narracja, którą mogą oglądać dzieci. Bo nie czarujmy się: Sithowie są z natury źli i bardzo niebezpieczni. I można było to pokazać w serialu.

Tymczasem dostajemy kolesia, który wygląda jak ciacho, umie walczyć i to wszystko w zasadzie.

Stwierdzenie, że Disney nie chce znaczka 15+ tłumaczyłoby, dlaczego było tak mało wchodzenia w trudne zagadnienia. Bo zwyczajnie dzieci mogą nie rozumieć pewnych rzeczy, pewnych filozoficznych spraw. Oczywiście: nie twierdzę, że dzieci to idioci, ale najwyraźniej Disney uważa dzieci za idiotów. Zresztą, Disney chyba swoich widzów ma za idiotów, niezależnie od ich wieku.

Są jeszcze dwa błędy, jakie popełnia SW – i to franczyza jako taka, a nie sama Akolita.

Pierwszym błędem jest zbyt duże rozbudowanie świata. Z pozoru wydaje się być to dobrym pomysłem, jednakże skutki są takie, że fandom prowadzi wewnętrzną wojnę o kanon. Widzicie: franczyza SW przed Disneyem posiadała dużo autorów, którzy zajmowali się pisaniem powieści na przykład. Disney, kupując markę od Lucasa sprawił, że to, co wcześniej zbudowano, przestało być kanoniczne. I teoretycznie, takie korpo jak Disney powinno mieć w ekipie od franczyzy znawcę, który by pilnował, czy absolutnie wszystkie szczegóły się zgadzają. I znowu teoretycznie: Filloni jest od pilnowania, czy wszystko się zgadza. Problem w tym, że w „Akolicie” nie do końca to widać. To znaczy widać, że wsio do siebie pasuje, jak dobrniemy do ósmego odcinka.

I nie, argument „no i tak poprowadzili akcję, że jest ciekawiej” nie trzyma się kupy. Głównie dlatego, że fani i tak przewidywali większość treści Akolity, a poza tym – nie, to nie było ciekawe, a większość ludzi zrezygnowała już na starcie.

Bo to było wręcz nudne.

Ale o ile autorzy powieści, wielkich sag mają do dyspozycji własne notatki, o tyle Disney popełnił drugi błąd narracyjny. Pozwolił nie tylko na to, by saga się rozrosła, ale również pozwolił na to, by każdy serial dodawał nie tyle coś od siebie, co zmieniał to, co wcześniejsi autorzy już ustalili. A więc mamy tu sytuację, kiedy pierwotny zamysł nie tyle jest rozwijany, ile całkowicie mielony i zmieniany, jeśli w ogóle wykorzystany.

Drugim błędem jest to, do czego przyzwyczaiły nas takie marki, jak MCU/DCU. Żeby się dobrze bawić na najnowszych ich historiach, trzeba znać całą resztę. I to akurat widać doskonale w „Akolicie”. To jest owszem, historia, którą możesz oglądać bez znajomości większości pozostałych dzieł. Problem w tym, że jest w niej mnóstwo nawiązań do książek, których zwykły odbiorca nie wychwyci. Bo albo nie ma czasu na zgłębianie uniwersum, ale też – po prostu – w jego kraju nie wydano tych historii, do których Akolita nawiązuje. I mamy klops, bo historia zamiast robić się ciekawsza i głębsza, robi się miałka i często te sceny, które nawiązują do czegoś, wydają się bez sensu.

Podam Wam przykład.

Kask naszego Sitha-Ciacha. W momencie, kiedy Osha/Mei zakłada kask, to widz powinien wiedzieć, że to jest nawiązanie do jakiejśtam sceny… no właśnie niekoniecznie Anakina. Do jeszcze innej historii, ale widzicie – ja wiem o niej tylko dlatego, że spece od uniwersum SW o tym opowiedzieli. Inaczej byłabym głupia w temacie.

W POSZUKIWANIU LGBT

Antywokeiści od początku mówią, że „Akolita” to serial pełen wokeizmu, a głównie to LGBT. Wszak na rodzinnej planecie Oshy i Mei było plemię złożone wyłącznie z kobiet, a same dziewczyny powstały z mocy, to jest bez udziału męskiego pierwiastka.

Jednakże większość widzów nie widzi w historii LGBT. Mówią, że to szury sobie wymyśliły i teraz wmawiają innym głupoty.

W „Akolicie” nie mamy scen łóżkowych między kobietami, ale żeby historia była woke czy LGBT, nie musi posiadać takowych elementów. Wystarczy, że opowie o tym w przestrzeni tła.

Dawno, dawno temu byłam na studiach z pracy socjalnej. Tam była babeczka, która dała mi ziarnko myślenia foliarskiego. Otóż, opowiedziała ona o tzw. ukrytych programach. Najprostszym przykładem jest ilustracja w podręczniku, gdzie dziewczynka zmywa naczynia, a mężczyzna naprawia półki. Wiadomo, profesor bardziej krytycznie się wypowiadała, ale chodziło o to, że takie ilustracją dają dzieciom przykład: dziewczyny robią to, a faceci to. Koniec, kropka. I to się formalnie nazywa ukryty program, często mylony z treściami podprogowymi. Różnica jest taka, że to pierwsze widać w przestrzeni, a to drugie jest zakryte.

W „Akolicie” więc nie mamy stricte pokazanego LGBT. Ale pomysł, gdzie można stworzyć dziecko bez udziału mężczyzny może zawierać ukryty program w stylu „mężczyźni są nam niepotrzebni”. Albo też – „niech kobiety się ze sobą kochają, to będą mieć dzieci”.

Kwestia interpretacji już do Was – odbiorców – zależy.

Natomiast tu zrobiono coś jeszcze. Postarano się, by Jedi byli przedstawieni jako idioci i jako źli ludzie, choć bardziej wyszli na idiotów.

To jest szerszy problem, bo mam wrażenie, że w kulturze często przedstawia się dobrych jako niezaradnych i głupich, a tych złych jako najsilniejszych i w ogóle. I SW nie jest od tego grzechu wolna.

Ten tekst miał jedynie zaprezentować błędy narracyjne, a nie filozofię Disneya, dlatego też pozwolę sobie zakończyć cytatem pewnego blogera, który tak to skomentował**:

Idea, że Jedi są wadliwi, aroganccy, błądzący i ślepi na rzeczywistość, była poruszana w książkach osadzonych w czasach prequeli aż do Starej Republiki. „Acolyte” nie jest świeży ani unikalny. To powtórka starych pomysłów, o których showrunnerka Leslie Hetland prawdopodobnie nie wiedziała, ponieważ nie czytała książek. (…) Celem historii Disneya jest dekonstrukcja tego, co wszyscy kochają w Gwiezdnych Wojnach. Niespodzianka, większość fanów nie polubi tego. Ludzie wskazywali wady Zakonu Jedi od lat, ale obecne nastawienie to traktowanie Jedi, jakby byli złoczyńcami, i wydaje się, że to bez innego powodu niż ten, że ludzie, a zwłaszcza mężczyźni i chłopcy, lubią Jedi.
To nie pochodzi z miejsca analizy, to pochodzi z miejsca zniszczenia. Więc kiedy ludzie mówią, że show jest złe, a ty mówisz, że jest świeże i unikalne, ale to jest fałszywe, to wiesz, dlaczego fani są źli. Zamiast opowiedzieć nową, interesującą historię, „Acolyte” po prostu żeruje na starej historii i niszczy ją.


* wiem, że uniwerki są mocno zależne od władzy, ale wiecie, o co mi chodzi. A jak nie, to napiszcie w komentarzu, to rozwinę temat.

** to ten vloger:

Jeden komentarz do “Błędy narracyjne w Akolicie”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *