Przed zdjęciem tekst, który większość z Was już zna, bo dałam go na insta/fejsbruczku, ale tak trza. Tak trza, żeby tekst był sensowny i zrozumiały nawet po grubym czasie, zresztą dokumentacja to dokumentacja. Po zdjęciu wskoczą nowe zdania.
Widzę, że nic nie widzę.
Na pytanie: co osiągnęłam potrafię odpowiedzieć i byle jak i odruchowo. Studia? A na co mi to, przecież po tym nic nie mam. Kurs? No, był sobie porządny, to nie był jakiś wyczyn. I… yyy? No właśnie.
Ponadto czego bym nie wymyśliła, to z jednej strony olewam te dokonania, bo to już było i nieważne (ciekawe że bardziej się trzymam negatywów niż pozytywów), a z drugiej absolutnie nie czuję dumy. Nic nie czuję, jest takie wzruszenie ramion, jakbym to, co robiła było zupełnie nieważne i tyle.
No i największa rozkmina: czy dostrzeganie swoich dokonań, osiągnięć jest normalne? Czy pytanie o to jest zdrowe psychicznie? Niby wiem, że ta kwestia jest spoko, ale jak przychodzi co do czego to mi się wydaje to jednak nienaturalne, takie zadufane.
To chyba z dzisiejszego wyzwania niewiele więcej wyjdzie, niż to, co z tej refleksji .
I w tym momencie cała na biało wkracza Joanna Parysz z pytaniem: co byś musiała osiągnąć, aby być z siebie dumna i móc się za to pochwalić, docenić, ba, a nawet ogłosić to światu?
Cóż, na pewno bym się doceniła, gdyby udało mi się wreszcie usamodzielnić i stanąć na własnych nogach. To jest teoretycznie droga, którą każdy 18-latek przechodzi naturalnie, dostając się na studia, potem łapiąc pracę i żyjąc normalnie. Sęk jednak w tym, że u mnie ten temat to były niesamowite zawirowania żołądkowe i tak to się toczy od lat. Więc, mogę powiedzieć, że naprawdę – gdybym się usamodzielniła, to bym była z siebie dumna i zadowolona.
Druga rzecz to już wejście w strefę twórczości własnej. Bo niewątpliwie byłabym zadowolona, gdybym mogła swoją twórczość pokazywać innym, i gdyby rzeczywiście był odbiór. I tak mowa tu głównie o książkach, których na razie nie piszę (? – w sensie gatunek fantasy), ale do czego mam nadzieję kiedyś wrócić. Z ogromną inbą.
Trzecia rzecz to praca na polu rozwoju duchowego. Na razie jestem jakby siebie niepewna, ale chyba to wszystko znajduje się w Polu i chyba moja dusza chciałaby pomagać innym. Zresztą, prawda jest taka, że zawsze chciała.
Teraz pytanie, jak to wszystko wdrożyć…