Zrobiłam live. Trwał pięć minut i weszła JEDNA wspaniała osoba. Ale ja się wystraszyłam i nie wiedziałam, co powiedzieć, więc uciekłam :(, a to wszystko na instagramie…
Szczerze? Może i zrobiłam dużo w kwestii energetyki, ale mało na planie fizycznym, przez co czuję się tak, jakbym nic nie robiła. Chociaż…
Na spanko wyłączyłam routery, telefony, wsio; i poczytałam sobie. To mi dobrze zrobiło, wstałam o w miarę przyzwoitej porze, no i zaczęłam Biały Poniedziałek. Trzeci dzień głodówki. I miałam niesamowite mocne wrażenie, że się nudzę i nie bardzo co jest z tym zrobić. Znaczy mogłam zrobić tak: włączyć se drugi webinar od Czarko, ale sęk w tym, że nagle poczułam taką potrzebę leżenia, to się położyłam i zasnęłam.
Być może, głęboka praca energetyczna ma tu znaczenie. Ja nie mówię tu tylko o afirmacjach…
Leci drugi tydzień tej wody. W sensie – programowania wody na tę afirmację. Zamierzam ją trzymać dwa miesiące, bo chyba to by było najlepsze. Mam pewnie stać na nogach, a niedługo będą zmiany. Oj, i to głębokie jak rów marsjański! Już się zresztą sporo dzieje.
Na przykład, odświeżyłam swojego instagrama Światy Aleksandry, gdzie będę zamieszczała informacje o swoich tekstach. Tak mi przyszło po medytacji na Czarko, ale też – z tego pierwszego webinaru – wyniknęło duże zadanie domowe.
I właśnie je dziś próbowałam zrobić.
Próbowałam czy zrobiłam, teraz nie wiem. W każdym razie wzięłam swoich pracodawców, zleceniodawców i zrobiłam potężną medytację z honopono, w sercu, z udziałem ciała. Działo się, energia mocno się ruszyła, ale nie jestem pewna, jak długo honoponomo ma być robione.
Wiesz, bo tu jest kwestia taka, że jeśli coś jest zrealizowane, to jesteś w stu procentach przekonany o tym, że jest coś zrealizowane. A ja nie jestem pewna, więc pewnie medytację jutro powtórzę. Może być lżejsza, bo już coś poszło.
W ogóle honoponomono jest niesamowite: w swej prostocie i w swym działaniu. Więcej szczegółów tutaj.
Mimo wszystko po tym nieszczęsnym (?) live na instagramie włączyły mi się jakieś nienormalne wyrzuty sumienia. Tak, uciekłam. Tak spaprałam – dopiero po zakończeniu przyszło, o czym mogłam opowiadać. I nie… nie wiem. Kurde, ten lęk, to poczucie winy warto wyłączyć. Problem w tym, że ono jest głębokie jak rów marsjański i dlatego też nie da się tak łatwo tego pozbyć. To znaczy, może i się da, ale to kwestia rozkazu „nowych ścieżek neuronowych”, a żeby to zrobić, to taka osoba musi być jak Czarko. Znalezienie poczucia winy i wysłanie do Źródła u mnie dało tymczasowy efekt, powiedzmy – na 2 lata najwyżej. Potem, teraz, znowu się to uruchamia. Zresztą, całe przejmowanie się moją przeszłością i wmawianie sobie, że moje życie jest popierdolone i nic nie warte to objaw pewnego rodzaju poczucia winy, za to, że żyję.
W kwestii zdrowia jako takiego: mam trzeci dzień Białego Poniedziałku, a więc głodówka. Bardzo dobrze, choć wzięłam wodę z suplementami i kakao, ale pierdolę zasady, ma być przyjemnie i po mojemu. Tak czy inaczej, jeszcze się uziemiałam trochę i w zasadzie… no właśnie, nie mam więcej pomysłów na więcej. Mogłabym iść na spacer, ale to może jutro rano. Na razie jestem trochę zmęczona, i trochę mi się nie chce.
Jakbyście mieli pomysł, jak na co dzień można pospa… znaczy, zadbać o swoje zdrowie, to zapraszam do sekcji komentarzy. I dziękuję, że czytacie.