[33 dni] #7 – zrób porządek w ciuchach

Na dziś planowałam posprzątać pokój. Z początku zabierałam się do tego, jak pies do jeża, ale ostatecznie sposobem 15 minut roboty dałam radę. Czyli: ustawiałam stoper na 15 minut, wybierałam jedno miejsce i w nim ogarniałam. Fajne to, motywujące, tylko w pewnych momentach włączał mi się pośpiech. No nic. Tak czy siak pod koniec dnia – a właśnie na jego koniec chciałam zrobić ciuchy – byłam wyczerpana.

Ponieważ jednak mam dobrą pamięć, to zdaję sobie sprawę, że całkiem niedawno grzebałam w szafie, więc ostatecznie teraz ją tylko wytarłam i poukładałam pewne elementy niepoukładane. Powkładałam co się walało poza szafą, a co mogłoby być w szafie, wyjęłam buty i będę się nad nimi teraz głowić, które zostawić, czy zatrzymać.

No – jednym zdaniem: zadanie wykonane!

Ogólnie dziś nie brakowało przygód: poszłam naokoło domu na bosaka. Wiecie, staram się zrobić z tego taki mały rytuał zdrowotny, wszak to bardzo ładnie napełnia. Problem w tym, że znowu – zabrałam się do tego jak pies do jeża.

– Uziemiałaś się w trybie ofiary – zauważyła przyjaciółka.

A ponieważ byłam przed praniem się, to postanowiłam skorzystać z daru, jakim jest woda. Więc moją intencją było wyczyszczenie się z trybu ofiary.

A słowo stało się ciałem…

…czy też raczej kupą, bo jakieś dwie-trzy godziny później, po zjedzeniu solidnego śniadania (co też zajęło), organizm stwierdził, że będzie wycieczkował do łazienki, by się oczyścić.

xD

Potem dzwoniło do mnie wszystko, tylko nie to, co ważne. Znaczy, w jednym przypadku chodziło o pracę, ale ja chciałam spróbować na zasadzie „kumpel mówił, że to ściema, że w pracy potrzebują angielskiego, mimo że piszą, że wymagany”. No cóż – na starcie odpadłam, bo oni gadają wyłącznie w englishu. Cóż, warto było spróbować.

Potem dzwoniła do mnie jakaś pani z czegośtam Coachingowego i ja po prostu nie miałam siły na takie bzdetolety. Nie po sprzątaniu.

– Czym się pani zajmuje? – zapytała.
– Niczym – odparłam.

No cóż – chyba nie uwierzyła, ale zaproponowała doradztwo zawodowe. Nie skorzystałam, bo miałam wrażenie, że to takie trochę lanie wody by z tego wyszło.

No cóż – chcę coś konkretnego.

W międzyczasie zrobiłam klawiaturę i to jest mój sukces, bo w pewnym momencie chciałam się jej pozbyć, bo brudna i w ogóle, średnio się ją sprzątało, ale ostatecznie wygrałam. Usprzątnęłam i poskładałam, oprócz dwóch brakujących przycisków to to sprzęcior zdatny do użycia.

No, a u Was co słychać? 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *