mała syrenka 1989

Dzień dobereł.

Zdziwiłam się, że tyle pamiętam z tego filmu. Musiałam ostro nadawać „Małą syrenkę” za dzieciaka.

Cóż mogę powiedzieć – wspaniały film.

Jest wspaniały z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że przy tym dziele pracowało SERCE i wyczułam ten moment. Serio, autentycznie.

Dwa – nie ma tam niczego w treściach, do czego można by się doczepić. Te wszystkie kwestie „och, no ale Arielka jest głupia, co to jest, że ugania się za chłopakiem, no, to nieprzyzwoite, że nie jest feminą”…

No właśnie – w „Małej Syrence” pokazano coś na wskroś normalnego. Raz, że rozwój relacji damsko-męskich może nie był jakiś niesamowicie głęboki, ale za to widać było moc seksualności, sensualności. Hmmm… energie, jakie tu pracowały, działały w harmonii. Dlatego Eryk na końcu musiał zrobić to, co zrobił.

Moim zdaniem, „Mała Syrenka” z 1989 jest filmem, który bardzo blisko leży arcydzieła. Jest po prostu czymś, w co włożono serce i to widać, słychać, czuć. Dlatego nic nie trzeba tu poprawiać.

W linku szerszy tekst – na temat problematyki remaków live action. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, dajcie znać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *