Jak obiecałam, tak zrobiłam, czyli obejrzałam „Krokodyla Dundee II”, bo jest na Skyshowtime. Tylko moje pytanie brzmi, po jakiego czorta oni nakręcili tak DŁUGI film, trwający prawie dwie godziny. Zdecydowanie można by to skrócić.
* * *
Nowy Jork, lata, w których World Trade Center królowało na filmowych pejzażach. Dundee całkiem przypadkowo wplątuje się w kabałę z gangiem narkotykowym. Żeby jednak dojść do tego momentu widz musiał patrzeć na motyw, który kompletnie został olany, a mógł być o wiele lepszy – poszukiwanie pracy przez Dundeego. O, to byłaby ciekawa historia, pełna zabawnych anegdot. Niestety, nie dostajemy jej, choć wciąż film zawiera parę zabawnych scenek.
Niestety jest on tak powolny i tak jakoś… nie wiem, jak to ująć. Średni? Mało trzymający w napięciu? Czegoś w tej części zabrakło, żeby to się oglądało szybko i przyjemnie, bez przerw na siku czy inne bzdetolety. No, ale niestety – dostaliśmy to, co dostaliśmy.
Co prawda klimat nadal jest taki jakiś miły, ale to jest klimat w stylu „ok, obejrzę coś do kotleta w niedzielę”.
No, marudziłabym może i bardziej, ale szkoda czasu, gdy czeka na mnie „Miłość, szmaragd i krokodyl”.