Długo się wahałam, czy komentować podejście innych do życia. Wreszcie przyszła ta potrzeba i na tapetę wzięłam filmiki / podcasty Przeciętnego Człowieka. W tym tekście rozprawiam się z Czego nie mówić chorym na depresję?
Jak po samym tytule można stwierdzić, autor podaje teksty, których nie należy mówić osobom w depresji. Zaczyna od podstawowego wytłumaczenia, czym ona w ogóle jest:
depresja – to nie jest bycie smutnym, tylko małożywotnym
Myślę, że jest to jedno z najlepszych sformułowań definiujących tę chorobę. Zamiast rozwodzić się nad tym, jak wygląda życie osoby chorej, autor podaje prosto i wręcz dosadnie. Zastanawiam się jednak nad innym stwierdzeniem:
zmienia nam się chemia w mózgu i nie mamy na to wpływu
Wydaje się to sporym uproszczeniem, patrząc na różne doświadczenia różnych osób. Bo owszem, chemia się zmienia, ale czy naprawdę nie mamy na nią wpływu? Bo w tym momencie przypomina mi się cała wiedza o zdrowym odżywianiu, które jednak ma wpływ na nasze funkcjonowanie. Im lepsze jedzenie, tym lepszy nastrój po nim. Żeby przeprowadzić taką obserwację wcale nie trzeba być filozofem, wystarczy kupić te same produkty w wersji chemicznej i w wersji eko. Zgadnijcie, po której wersji Wasz organizm będzie lepiej czuł. I dobra, dobra, nie wyciągajcie noży na mnie, bo jeszcze nie skończyłam. Kojarzycie może witaminę B12? Czytałam o kilku przypadkach, kiedy wieloletnia depresja została wyleczona, bo okazało się, że te wszystkie depresyjne stany były jej niedoborem. Zresztą, wszelkiego typu wege, gdy tylko rozpoczynają swoją przygodę, zostają poinformowani: dbajcie o B12. Więc… czy naprawdę nie mamy wpływu na chemię? Szczególnie, że ja sama mam wrażenie, że samo branie witaminek MK7 sprawia, że mam więcej energii do działania, bardziej mi się chce i jestem mniej nieruchawa. Może powiecie, że w tej chwili nie mówię o depresji. Tylko… jeśli przyjmujemy, że wszystko jest powiązane, to może warto zastanowić się nad tym, czy złe pożywienie nie wpływa na nas w negatywny sposób.
Autor podcastu mówi coś niezwykle ważnego, o czym zwykle się zapomina:
optyka osób chorych jest zaburzona
I chyba zdrowe psychicznie osoby muszą o tym po prostu pamiętać. Jeśli nigdy nie przechodziły stanów depresyjnych w wersji HD, to może im być trudno zrozumieć, co tak właściwie autor miał na myśli. Bo to, że dla osoby w stanie depresyjnym świat wydaje się do dupy i najlepiej, żeby nie istniał, pozostaje dla osób w stanie stabilnym jedynie wiedzą. Chyba też trudno zrozumieć, jak pewne decyzje – wynikające właśnie z głębokiej doliny w sercu – są w ogóle podejmowane. To nawet nie jest to, że „aby zrozumieć, wejdź w cudze buty”. To jest coś znacznie bardziej mrocznego. To jest stan, w którym nie widzi się pewnych punktów wyjścia, a że widzenie świata w ogóle jest zaburzone, to trzeba liczyć się z cholernie niedobrymi decyzjami, czasem nawet nielogicznymi.
Ale wiecie, co? Może lepiej, by stwierdzenie o zaburzonym widzeniu świata zostało w formie wiedzy, a nie doświadczenia…
Kontynuując, twórca podcastu stwierdza:
jesteśmy predysponowani przez genetykę
do bycia w depresji. Cóż, jeśli ktoś się opiera wyłącznie na medycynie konwencjonalnej, to zapewne powyższe stwierdzenie wyda mu się proste i prawdziwe. Jeśli jednak ktoś zacznie drążyć bardziej – i mam tu na myśli wejście do świata duchowego – to sytuacja nagle się komplikuje. Tak na przykład, okaże się, że rozwijając swoją świadomość uzdrawiamy nasze geny. Mało tego, ciężar doświadczeń rodowych czy nawet z okresu płodowego, ma znaczenie. I jeśli się to uzdrowi, uzdrowi się też ten stan. Poza tym, zwalanie wszystkiego na genetykę jest moim zdaniem szkodzącym stwierdzeniem. Może i naukowym, ale jeśli osoba w depresji dowie się, że na jej stan ma wpływ nie życiowa sytuacja, nie on sam, tylko właśnie – geny – no to… czy przypadkiem nie zobaczy bardziej, że sytuacja jest beznadziejna? Skoro nie mamy wpływu na własne geny (jak chce nauka) i skoro nie mamy wpływu na własne życie (jak chce depresyjny stan), to po co zaczynać w ogóle leczyć chorobę? W moim przekonaniu jest tak, że w genach, ba!, organizmie ludzkim jest naprawdę wiele chorób. One mogą się przebudzić, jeśli nie będziemy siebie świadomi, jeśli spotka nas stresowa sytuacja wywołująca daną chorobę i tak dalej. No, ale to przecież dla nauki fikcja literacka.
Pora przejść do głównego dania naszego programu. Otóż, stwierdzenia, którym nie należy mówić osobom chorym. W większości się zgadzam. Na przykład:
idź do roboty, to depresja ci przejdzie
Brak pracy oczywiście może wpływać na nasz depresyjny stan. Jednak zastąpmy pracę szpitalem. Idź do szpitala, hospicjum / etc. i zobacz, jak inni cierpią. Ale że niby co? Że cierpienie ma mnie pocieszyć? Że mam sobie zdać sprawę, jak wspaniałe mam życie? Ej, w depresji takie rozwiązanie NAPRAWDĘ NIE DZIAŁA. W takim stanie tego typu stwierdzenia wprowadzają w umysł chorego tylko więcej niepotrzebnego zamętu. A Przeciętny Człowiek nie skończył pastwić się nad tematem, bo przytacza następującą sytuację. A dzieli się z B, że ma depresję. B na to, że wie, jak się A czuje, ale on miał gorzej i tak dalej. Bo w sumie tak – co osobę chorą obchodzi, że B miał gorzej, skoro przekazał tę informację raczej po to, by dostać wsparcie, a nie kolejne story randomowego człowieka.
Kolejnym argumentem, którego nie zaleca autor podcastu jest:
zaufaj Bogu / kiedyś to minie
Cóż – są badania, wg których osobom wierzącym jest łatwiej w sytuacjach stresowych. Jednak, w sytuacji, kiedy jest się ateistą, to trudno zaufać Bogu. Ba, pokuszę się o stwierdzenie, że jest to pewnego rodzaju błąd logiczny. Bo wyobraźcie sobie – sytuacja życiowa dla osoby w depresji jest TRAGICZNA. Dla niej życie to tragedia. I jak, do cholery, przeżywając tragedię, ma się zaufać Bogu?
A jeśli chodzi o „kiedyś to minie”, to jest to stwierdzenie w sumie nic nie dające osobie w depresji, ale niekoniecznie błędne. Jest faktem, że wszystko mija.
Kolejne przykłady zdań, którymi nie należy walić w osobę z depresją są mniej czarno-białe. Zacznijmy od sztandarowego:
zacznij się ruszać
Ćwiczenia fizyczne pozytywnie wpływają na nasz organizm, bo wytwarzają się endorfiny i inne magiczne tęcze w naszym mózgu. Oczywiście, Przeciętny Człowiek zaznacza, że intuicyjne podejście – na depresję ćwiczenia fizyczne – nie jest jakąś katastrofą, ale… moim zdaniem, wsadza wszystkich do jednego wora. Kiedy w 2010 zaczęły mi się ostrzejsze stany depresyjne, wtedy naprawdę byłam bardzo aktywna, bo raz dziennie przez GODZINĘ ćwiczyłam. I dzięki temu mogłam zauważyć, że ze mną dzieje się coś niedobrego, ponieważ aktywność fizyczna w pewnym momencie przestała sprawiać mi frajdę, przestała cieszyć, nie odczuwałam tych wszystkich tęczy w mózgu. Tyle że nic nie zrobiłam z tą obserwacją. Wchodziłam dalej w swoje mroczne stany. Zapytacie, co z tego? Ano, to z tego, że ćwiczenia fizyczne jako lek na stany depresyjne w moim przypadku NIE DZIAŁAJĄ. Ale to mój przypadek. W Twoim może być zupełnie inaczej – bo to jest KWESTIA INDYWIDUALNA. Musisz po prostu sprawdzić. Sam autor zresztą zaznacza, że taki krok jest krokiem świetny, ale pod koniec leczenia.
po prostu się uśmiechnij
Uśmiech może nie zadziałać, ale uśmiech może sprawić, że lepiej będziemy funkcjonować w społeczeństwie. Oczywiście, teraz nieco upraszczam, jednak bardzo problemowe jest to – tylko dla osoby w depresji – że ludzie unikają zdołowanych osób, będących w takim stanie. Wyczuwają to „coś” i po prostu nie mają ochoty na pesymistyczne towarzystwo. To dzieje się samo, podświadomie, a nie dlatego, że ludź nie chce wspierać cierpiącej osoby. I jest oczywiście niebezpieczeństwo tego, że udawany uśmiech pozwoli lepiej wczuć się w chorobę, no ale skoro już się wie o niej…
po prostu starasz się zwrócić na siebie uwagę, bo to nie depresja, tylko atencja
Przeciętny Człowiek uważa, że powyższe stwierdzenie umniejsza samej chorobie. I zapewne nie spodoba mu się to, co dalej napiszę. Bo – choroby są sposobem na zwrócenie uwagi. Uwagi może pragnąć nasz organizm, wywalając jakieś ustrojstwo i mówiąc tym samym „ej, chłopie, musisz odpocząć, masz teraz leżeć w łóżku z gorączką i pić herbatę z cytryną, jasne?”. Ale uwagi może też pragnąć nasz umysł, ego, psychika, czy jakkolwiek to nazwać. Przecież nie bez przyczyny próba samobójcza jest określana jako wołanie o pomoc. I co, myślicie, że stany depresyjne NIE SĄ WOŁANIEM O POMOC? Są, tylko że dla osoby chorej w depresji, po pierwsze, jest to bardziej nieuświadomione, niż uświadomione. Po drugie, taka osoba nie widzi rozwiązań. A po trzecie… Każda choroba coś daje. KAŻDA. Jak się dokopiesz do jej korzyści – i nieważne, czy będzie to fizyczna, czy psychiczna choroba – to możesz być zaskoczony uzdrowieniem. Oczywiście, to jest trochę uproszczenie, ale zauważ, że osoba w depresji jest albo już odrzucona (bo ciągle marudzi), albo otacza się wianuszkiem osób, które ją wspierają. I no właśnie, może nie wychodzić z depresji, skoro ktoś ciągle ją wspiera. Proste? Niby tak, a niby nie. Warto się po prostu zgłębić w indywidualną historię człowieka, by wywnioskować coś konkretnego w sprawie. A tak przy okazji, Przeciętny Człowiek zaznacza, że stany depresyjne w pewnym momencie stają się cechami osobowości chorej jednostki. TOŻSAMOŚĆ TO TEŻ KORZYŚĆ, co widać na przykładzie muzułmanów. Konkretyzuję, bo jak się przyjrzycie trzeciemu pokoleniu imigrantów, to możecie zobaczyć, że jeśli u takiego człeka występuje problem z tożsamością, to nagle dochodzi do pewnych zaburzeń w psychice, prowadzących na przykład do aktów terrorystycznych.
Ogólnie – cały podcast zawiera bardzo mądre treści. Tylko… rozumiem, że autor chciał się skupić na temacie. To ważne, by tworzyć treści na temat. I Przeciętny Człowiek zaznaczył, że depresja JEST wyleczalna. Problem w tym, że zrobił to pod którymś z komentarzy. W samym podcaście zabolało mnie to, że właściwie tego nie słychać. Miałam wrażenie, że tu tego zabrakło. Owszem, temat jest – CZEGO NIE MÓWIĆ, a nie JAK WYJŚĆ Z DEPRESJI, jednak moim zdaniem jeden moment (ten związany z aktywnością fizyczną) to za mało. Moim zdaniem, w podsumowaniu powinna się znaleźć wprost uwaga, że z tej choroby DA SIĘ WYJŚĆ. Dlaczego mnie to tak ugryzło? Ponieważ w obecnej sytuacji media jasno wskazują: depresja jest chroniczna i niewyleczalna. Odczytać to można między wierszami, choć jest to GÓWNO PRAWDA, bo dla chcącego nic trudnego. Ale jeszcze jedna rzecz mnie ugryzła – wskazywanie, że farmakologia jest the best. Tu również przydałby się szerszy komentarz, bo o ile sądzę, że sam autor miał na myśli leki + terapia, o tyle w polskim społeczeństwie jest niska świadomość tego, jak powinna wyglądać prawidłowe leczenie osoby chorej. I mało tego, Przeciętny Człowiek – to już ugryzienie numer trzy – w pewnym momencie twierdzi tak:
depresja to choroba duszy – to bzdura ezo, bo jest to choroba biologiczna
No właśnie. Autor – mam wrażenie – bardzo wyraźnie oddziela ciało, duszę, umysł człowieka. I również mam wrażenie, Przeciętny Człowiek widzi depresję jako stan wyłącznie biologiczny i receptą na to jest tylko i wyłącznie konwencjonalne leczenie. To mnie uwiera nie dlatego, że siedzę w światku duchowym, ale dlatego, że psychologia nie ma nic przeciwko temu, by człowiek szukał głębiej, na przykład w medytacji. Sama kiedyś rozmawiałam na ten temat z psycholog i ona stwierdziła, że jeśli osobie chorej praktykowanie niekonwencjonalnych metod coś daje, to bardzo dobrze, niech z nimi działa.
Dla mnie człowiek jest całością – ciała, duszy, umysłu i tak dalej. Oddzielając jedno od drugiego tworzymy sobie tylko niepotrzebne problemy.
Ufff…
A oto i sam podcast Przeciętnego Człowieka: