rok w którym zaczęłam się masturbować

To debiut reżyserski Eriki Wasserman. Film w swojej ojczyźnie został dobrze przyjęty, Szwedów to śmieszyło, ale… zauważyli, że w filmie zabrakło czegoś jeszcze. – Jedyną wadą w nim jest to, że nigdy nie zapłonął na dobre. Trochę brakowało emocjonalnej głębi w tym szaleństwie – napisał Henric Brandt z sensens.se. Jan Olof-Andersson z „Aftonbladet” zauważa, że to jest jeden z tych filmów, które w 99% tworzyły kobiety. No, ale dobra – Janowie i Henricowie sobie, a ja sobie. Osobiście uważam, że rzeczywiście czegoś bardziej duchowego w tym zabrakło i może chodzić właśnie o tę emocjonalną więź z bohaterami, bo gdy ich poznajemy, to ich nie lubimy. Hana (Katia Winter) jest pracoholiczką, przez co cierpi jej związek i dziecko. Wszystko się wali w najlepsze, aż do spotkania Liv. Ta jej wprost wyjaśnia: „cipka rządzi”. Dosłownie, nie ma tu żadnej dodatkowej symboliki. Ach, no tak: pierwsze ujęcie masturbacji jest z lekka kiczowate, ale z drugiej strony trudno przedstawić to w jakiś taki intymny sposób w filmie, który ma być ciepły i komediowy, no i nie pójść jeszcze w film erotyczny. No i wyszło coś, co warto obejrzeć z córką wchodzącą w wiek dojrzewania. Naprawdę. I to wszystko. Określiłabym „Rok, w którym zaczęłam się masturbować” jako ładny, ale właśnie… ten czynnik, którego zabrakło 🙄. Nie mniej, polecam. Linki po szwedzku do źródeł w komentarzu.