Podczas gdy Europa i reszta zachodniego świata świętowała Nowy Rok, Korea Południowa miała rozdanie nagród filmowych w swoich serialach. Wygrała produkcja Disneya, „Big Mouth”. Ta informacja jest o tyle ważna, że to ona trzymała mnie przy tej produkcji.
– Ale zaraz, przecież wygrała! – krzyknie ktoś.
No więc albo się starzeję, albo po prostu dramy koreańskie już idą w taką słabiznę, że trudno być zadowolonym. Ale do brzegu.
„Big Mouth” to pseudonim najbogatszego przestępcy w Gucheonie, mieście bardzo bogatym, którym zarządza Forum Siedem Rzek. Generalnie facet jest oszustem prowadzącym imperium na przykład narkotykowe.
Pewnego jednak dnia niekompetentny adwokat-bankrut zostaje wrobiony w bycie „Big Mouthem”. Trafia więc do więzienia, a jego żona rozpoczyna walkę o niego.
Drama składa się z szesnastu odcinków i jest nierówna.
O ile pierwszy odcinek był przeciętny, o tyle drugi pozamiatał. To, jak pokazali Parka Changa, który musi się odnaleźć w więzieniu jest mistrzowskim pokazem. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że wątek bycia w tym środowisku jest trochę przydługi. Dobra, może ktoś, kto lubi więzienne klimaty doceni to, ale no… nie oszukujmy się – mogło się więcej dziać, można było skrócić serial o parę scen. I ja rozumiem, że trzeba i pokazać sytuację okej, ale… no właśnie, ale – są jeszcze inne wątki, które mogłyby być nieco bardziej rozbudowane. No, marudzę, ale od czwartego czy piątego odcinka czułam się bardzo zniechęcona i to na tyle, że zastanawiałam się nad przerwaniem tej „durnoty”. Nie mniej myśl „ej, to jest drama roku 2022, to musi być dobre”.
I szczerze?
Mniej więcej od ósmego odcinka, może ciut wcześniej rzeczywiście zaczyna się dziać o wiele ciekawiej. Niestety, nadal nie jest to najlepsza drama, jaką widziałam, nie mniej może to efekt mojego starzenia się xD.
Drama ma przynajmniej kilka atutów – o tym poniżej.
Muzyka to oczywiście jest sztos, ponieważ jest dobra, a nawet bardzo dobra, ale przede wszystkim widać, że sceny są prawie że dopasowane w idealny sposób do niej. Rzeczywiście tworzy klimat, a to soundtrack: https://www.youtube.com/watch?v=rIBd2kPtYWQ…
Bardzo silna, kobieca postać – żona Parka, Mi Ho. Jest ona chyba jedną z najwyrazistszych osób w tym filmie, wyraźnie w męskiej energii.
Nie da się ukryć, że akurat przemiany bohaterów są tu świetnie rozegrane, nawet powiedziałabym „z dobrego na złego” i „złego na dobrego”, tak jakby twórcy się zupełnie bawili widzem i ogrywali go w go. Przede wszystkim naszego Parka poznajemy jako totalnego nieudacznika, miękkiego i słabego mężczyznę. I jego przemiana w silnego mężczyznę jest fenomenalna i dość prawdopodobna. Trochę gorzej jest z Mi Ho, która właściwie od początku się nim opiekuje i zawsze jest twarda. Właściwie to ona nie tyle przeżywa przemianę, ile staje się uczestnikiem swoistego dramatu, który jej dotyczy. Jeśli jesteście fanami k-dram, to sorry za spojler. Natomiast wracając do innych bohaterów, podobają mi się niektóre nieoczywistości, zwłaszcza w kontekście tego, kto kim jest „Big Mouthem”, bo oczywiście nikt nie zna jego prawdziwej tożsamości.
Samo rozszyfrowywanie tego, kto jest „Big Mouthem” jest bardzo ciekawe, bo kandydatów jest sporo, a prawdziwy – tylko jeden. I nasz nieszczęsny Park, żeby wyjść z więzienia musi nakryć tego jedynego, prawdziwego. W pewnym momencie oglądania po prostu przestałam myśleć nad tym wątkiem – bo już wprowadzali tak wiele możliwości, że wolałam dać wolną rękę scenarzystom. Czy opcja, którą wybrali była najlepsza? Trudno powiedzieć, ostatecznie mogę stwierdzić, że wszystkie wydają się równie ciekawe.
Walka dobra i zła… jak zawsze pojawia się ten wątek w dramach. I powiem Wam, że albo ja się starzeję… dobra, tu twórcy prowadzą swoistą grę z widzem. I teraz nie wiem, czy Wam to spojlerować, czy nie XD, bo z jednej strony dramy są w ciul przewidywalne, a z drugiej – no właśnie z tym twórcy się bawili! Bawili się z tym, że widz zechce przewidzieć „e, 14 odcinek, ona już powinna umierać, już przeciwnik Parka powinien być spanikowany”, a tu figa z makiem. Moim zdaniem zakończenie jest rewelacyjne.
I ja nie wiem, czy to jest kulturowe podłoże, czy po prostu nie chciało im się pracować z kolejnym aktorem. Bo zauważcie, że w k-dramach bardzo często jest tak, że „znali się, ale i tak prokurator/adwokat poprowadzi jego/jej sprawę”. No sorry, śmiech na sali. I ja rozumiem, film to nie jest rzeczywistość, ale serio? Odrobinkę więcej realności dodałoby więcej smaczku. Tak na przykład sceny w restauracjach… najczęściej pustych restauracjach, najwyżej z jedną osobą dla pozoru. I niby można powiedzieć „ale jest dzień, wszyscy w pracy”, ale serio? Nikt nie pracuje zdalnie? Dobra, czepiam się, to drama, nie ma ona budżetu za 100 milionów won. Za to jeśli ktoś jest przewrażliwiony na punkcie „programowania związanego z chorobami”, to pewne tutejsze motywy mogą mu się nie spodobać. Na przykład – więźniowie dostają zastrzyk przeciw grypie. WTF? SERIO? Aaaa, no tak, Korea Południowa i wszystko jasne. Tam oczywiście ekipy filmowe wciąż noszą maseczki. Ale zaczęłam się zastanawiać nad jedną rzeczą. Bo w tej dramie jest pokazane, że „w mieście jest o 40% więcej zachorowań na raka, niż gdzie indziej”. I można włożyć ten motyw w zupełną fikcję – wszak nawet serial nam zaznacza, że to historia fikcyjna. Ale po pierwsze, to że zaznacza może znaczyć, że czymś się inspirowali. Po drugie, w swoich dramach Koreańczycy bardzo mocno opowiadają o swoich społecznych zazwyczaj problemach. Czyżby więc tamtejsza zachorowalność była niepokojąca?
„Big Mouth” możecie znaleźć na Disney+ pod tytułem „Gaduła”. I o ile w kontekście językowym wyrażenia te znaczą mniej więcej to samo, to jednak… jakoś polski tytuł mi tu wybitnie nie pasował, zwłaszcza w kontekście samego tłumaczenia w serialu. Otóż, przez kilka pierwszych odcinków można mieć lektora, ale potem są napisy. I w obu przypadkach nie mamy „Gaduły” (albo w pierwszym odcinku nie mogli się zdecydować, co wybrać – Big Mouth czy Gadułę), tylko „Big Moutha”. Jednak jeśli weźmiemy napisy, to zobaczymy, że niektórych kwestii brakuje, a pewne zdania są bardzo niestarannie – żeby nie powiedzieć a’la translator – naszykowane. No cóż, da się oglądać? Da.
Ostatecznie „Big Mouth” otrzymuje ode mnie 8/10 serduszek. Myślałam o siódemce, ale… to nie jest najlepsza drama, jaką oglądałam, nie mniej ma na tyle ciekawe rozwiązania fabularne, że dam jej ósemkę, więc ostatecznie polecam .