Niby każdy rozpozna ten dźwięk, bo jest charakterystyczny. Szybki i często przyjemny. Dzwoneczki. Nie, nie takie metalowe. Tak grają struny głosowe ptaków. Dźwięki wydawane przez nie mają w sobie coś lekkiego. Jakby muzyka była naturalna. Taka pieśń wydobywająca się z lasów. Wchodząca do miast. Mówiąca: „jestem”.
Te drżenia wiatru.
Ziemia zbiera radosne głosy latających istot.
Ona jak przez mgłę pamięta te trele. Za każdym razem, gdy coś futrzastego przelatywało nad nią miała w sobie te odbicia dźwięków.
Ale ich nie słyszała.
Czuła drgania.
Coś subtelnego przechodziło przez całe jej ciało. Takie muśnięcie lekkości.
I to wystarczało.
Bo dotyk jest równie piękny, co brzmienie.