czekaj na dalsze instrukcje

Dzień dobereł. Ponieważ „Czekaj na dalsze instrukcje” ma trailer, który właściwie opowiada cały film, to ja w tej recenzji pozwolę sobie na znaczne spojlery.

Ach, święta Bożego Narodzenia to czas spędzania z rodziną. Do domu więc zjeżdża rodzeństwo – dwóch synów ze swoimi partnerkami, w tym jedna w ciąży, a druga z Indii. Jest to ważne, ponieważ dziadzio zapatrzony w telewizor jest rasistą i bucem, i przez swoje durne komentarze wszczyna awanturę.

Ale spokojnie – to jest jeszcze light.

Następnego dnia mieszkańcy odkrywają, że dom jest otoczony jakąś substancją, metalowymi paskami i za cholerę nie mogą z niego wyjść, choćby skały srały. Jeden z bohaterów próbę przypłaca ucięciem palców, a drugi się trochę poddaje, bo ojca ma w stylu „słuchaj moich rozkazów”.

I teraz tak.

To produkcja z 2018 roku i ona WTEDY NIE RYŁA TAK BANI JAK RYJE TERAZ.

Znaczy, może i ryła – nie wiem, bo to trochę specyficzny obraz. Obraz… plandemiczny. I to dosłownie. W sumie z racji tego, że na Olimpiadzie w Londynie także były plandemiczne przesłanki (z czego ludzie i się śmiali, i byli oburzeni), i z racji tego, że media programują, nie powinno nas dziwić, ale tu jest to wręcz pokazane czarno na białym.

Otóż, nie tylko substancja wokół domu jest problemem.

Telewizja przestała nadawać programy – na każdym kanale jest napis, który się zmienia, gdy mieszkańcy coś robią.

Najpierw napis mówi: „czekaj na dalsze instrukcje”, zaś potem twierdzi, że w domu jest choroba i trzeba się zaszczepić. Domownicy niechętnie, bo niechętnie, to robią, traktując te komunikaty jako coś, co ma uratować ich życie, bo myślą, że to rządowy program ochrony obywateli.

No i dziadzio umiera pierwszy.

Potem zaczyna robić się coraz nieweselej, bo napis sugeruje, że jedną osobę należy poddać kwarantannie i właściwie wybierają ją na chybił trafił, tylko dlatego, że miała na początku katar. Widz jednak rozumie, że prawdopodobnie zarażonym jest ktoś inny, ale izolacja to najmniejszy problem mieszkańców.

Jak to w rodzinie, zaczynają się spory.

Czy telewizja mówi prawdę?

– Czy wiesz, że otwory w oknach dostarczają nam powietrze? – pyta dziewczyna Nicka.

– Nie wiem – odpowiada.

– Ja też nie wiem.

Awantury rodzinne doprowadzają do dość strasznych scen, a kobiety w ciąży nie powinny oglądać tego filmu, bo jedną z ofiar jest właśnie kobieta w ciąży.

Nie mniej, pozostaje jeszcze jedna rzecz – bardziej zrealizowana po stronie reżyserskiej, niż fabularnej.

Są zbliżenia na ekran telewizora – i to zwykle w momentach, gdy ten jest zakłócany, pojawiają się paski. Sprawia to wrażenie przekazu podprogowego, sugeruje, że „w telewizorze coś się kryje”.

Nie będę Wam opowiadała całości – bo to, co najważniejsze już Wam przekazałam. Ten film dla mnie ryje banię, bo przedstawia rodzinne relacje jako horror. I zdecydowanie to jest najstraszniejsze, a nie to, że jakaś istota zdecydowała się odizolować ludzi. Być może dzieje się tak, ponieważ jest to tak prawdziwe. No i te plandemiczne wstawki dziś, gdy wiemy, że to film z 2018…

Czy polecam? No to zależy – ja obejrzałam go dla tych wstawek plandemicznych. I jeśli chcecie oglądać, to na własną odpowiedzialność 🙂.