pamela a love story

Dzień dobereł, dziś Disney+ poinformował mnie, że dostępne są wszystkie odcinki komediowego serialu „Pam i Tommy”, opowiadającym o dramacie Pameli Anderson.

Mam teraz moralny dylemat, czy potrzebuję tego seansu, czy nie. Dlaczego?

Hulu użyło wizerunków artystów bez ich zgody.

– Uważam to za kurewsko oburzające – napisała Courtney Love, przyjaciółka Anderson na swoim fejsbukowym profilu. Cóż, podzielam jej zdanie, ale chyba w internetach zrobiła się ostra gównoburza w temacie, skoro pani usunęła tego posta.

I to jest niepokojące.

Bo wygląda to tak, jakby w USA-Kanadzie, nie było czegoś takiego jak „prawo do wykorzystania wizerunku”, na którą w Polsce trzeba mieć zgodę, a jak nie masz, to może się to źle skończyć. Innymi słowy, wygląda to tak, jakby w USA każdy mógł wykorzystywać wizerunek przynajmniej publicznej osoby do robienia tego, co się chce.

Jest to tym bardziej kontrowersyjne, że Pamela w dokumencie konkurencji – Netflixowym – przyznaje, że sprawa nieszczęsnej kasety jest dla niej traumą.

Para – Pamela i Tommy – robili wtedy remont i mieli sejf położony gdzieś między szpargałami. Pewnego dnia jedno z nich postanawia poszperać w sejfie, ale orientuje się, że go skradziono. Pamela trzymała tam szpargały, natomiast była jeszcze jedna rzecz.

Kaseta z ich nagimi nagraniami.

Dostali intratną propozycję bodajże 5 milionów dolarów w zamian za to, że nowy „właściciel” będzie mógł ją rozpowszechniać. Para to odrzuciła i nie trzeba być geniuszem, żeby przytaknąć im rację. Bo wyobrażacie sobie, że Wasze nagie nagrania ktoś kradnie i oferuje, że będzie to rozpowszechniał, serio?

Kaseta wyciekła, Pamela i Tommy nie zobaczyli ani złotówki z tego tytułu, choć wiadomo było, kto za tym stał. Nie oni. Oni nawet poszli do sądu, ale o ile Tommy spotkał się z reakcją „wow, jesteś szalonym rockmanem”, o tyle Pamelę spotkało to samo, co zawsze.

– Skoro wcześniej pozowała nago i rozmawiała o swoim życiu seksualnym w wywiadach, utraciła prawo do zachowania tajemnicy – argumentowali prawnicy firmy posiadającej kasetę.

Serio? Nawet dla prostytutki najgorszym, co może być to gwałt. Ba, sex workerki po prostu świadomie rozporządzają swoim ciałem i nie widzą w tym nic niezwykłego. I mają prawo do decydowania o tym, co zostanie upublicznione. Wystarczy spojrzeć na nie jak na ludzi, a nie lalki.

Ale w USA chyba tego nie rozumieją – tzn. Pamela od samego początku miała problem z postawą innych wobec jej ciała. „Ale to były lata 90′ XX wieku!” – powiecie, więc wtedy prowadzący głupkowatych programów mieli prawo pytać o cycki i jechać na tym przez godzinę. Szowinistyczne?

A czym się różni Hulu od szowinistycznego potraktowania Pameli w takim programie? OK – nie oglądałam serialu, ale dokument „Pamela – historia miłosna” pokazał, że serial traktuje bardzo inaczej to, co się wydarzyło w życiu Pameli. I o ile reżyser może tłumaczyć się tym, że „och, wiemy, że Pamela przez to cierpiała”, to to, że Hulu wykorzystał jej historię bez pytania nie powinno mieć miejsca. Nawet jeśli „serial został oparty na artykule prasowym”. Ale najbardziej szowinistyczne jest to, że znowu wraca „ta słynna kaseta”. Znowu Pamela będzie się kojarzyła z cyckami.

Bo można zrobić z dramatu komedię – czemu nie, w końcu „Trzy bilboardy za Ebbing, Missouri” opowiada obiektywnie rzecz mówiąc o dramatach ludzkich, ale w klimacie humorystycznym. Tyle że to jest fikcyjna opowieść. Tu mamy żywego człowieka, który po prostu stara się żyć dalej i na przykład grać w „Chicago” na Broadwayu.

Mamy XXI wiek.

Mamy #metoo i chyba to #metoo jest bardzo, bardzo potrzebne nadal, skoro wciąż dzieją się takie rzeczy. A ja jako widzKA chciałabym obejrzeć coś przyjemnego – na przykład „Pam i Tommy”, bo to komedia – ale moje sumienie mi na to nie pozwala. Nie pozwala, bo zwyczajnie nie chcę wspierać gówna.

* * *

Informacje o tym, co się wydarzyło w związku z kasetą Pameli i Tommy’ego zaczerpnęłam z dokumentu „Pamela – historia miłosna” na Netflixie. Anderson przedstawia w nim historię swojego życia, widzimy też dwóch synów, którzy czasem coś komentują. Raczej wybitny dokument to to nie jest, natomiast jest parę inspirujących rzeczy, można się nawet namyślić nad pewnymi sprawami. Myślę, że jego seans może być w sam raz do piątkowego chilloutu.