Ten film zyskuje przy drugim seansie. Chociaż może nie. Bo od pierwszej chwili zostajemy wkręceni w historię szpiegostwa w trakcie II WŚ. Max Vatan (Brad Pitt) we Francji musi zabić ambasadora. Wspiera go Marianne Beauséjour (Marion Cotillard). Zakochują się w sobie, ale pewnego dnia okazuje się, że jest problem z Marianne i dotyczy to szpiegostwa.
Cały film to emocje i jeszcze raz emocje. Od poznania bohaterów się zaczyna, a potem jest wyżej i wyżej. W środku filmu jest pewna wzruszająca scena, która – powiedzmy to sobie szczerze – chyba tylko psychopatę/socjopatę by nie wzruszyła. W tym momencie film ma widza całkowicie w garści.
Im mniej wiesz o „Allied”, tym lepiej się bawisz. Powiem tak: fani sensacyjnych nawalanek nie mają tu czego szukać. Za to fani romansów będą w siódmym niebie.
Gra aktorska, efekty wizualne i przede wszystkim muzyka – to wszystko tworzy wspaniały film. I gdzieś w tle jest „Marsylianka”, bo znalazła się w soundtracku.
Popłakałam się na filmie.