Mam tyle pytań wobec oryginału: czy syn policjanto-agento-ochroniarza jest gejem? Czy jedna z głównych bohaterek jest Chinką, która za narzeczonego ma Hindusa? Czy… No dobra, dużo netflixowego światka w tym serialu nie ma. Rozmowa o związku między nim a nim trwała niecałą minutę, a inkluzywność rasową można wybaczyć, skoro to science fiction.
Jaja sobie robię z całkiem nieźle zrobionego, przyzwoitego serialu na netflixie. Dupy nie urywa – ale szczerze, to netflix. Wyżej oczko nie będzie stało, niestety.
Na całym świecie naukowcy mają problem. Nic się tu nie zgadza. A przynajmniej w znanej dotychczas fizyce, nawet kwantowej. W dodatku niektórzy z nich albo popełniają samobójstwo, albo przerywają pracę nad projektem. Aż do dnia, gdy ludzkość dowiaduje się, że nie jest sama.
I powiem tak.
Dupy nie urywa – przynajmniej dla fana najwybitniejszych, klasycznych science fiction. I ja wiem, że pewno to kwestia samej powieści, ale twórcy bawią się wątkami tak, by odbiorca cieszył się sprawną akcją. Nie do końca się jednak udaje stworzyć coś nowatorskiego; pod koniec było całkiem przewidywalnie. Ale czy to wada? Cóż… a, powiem Wam. Przez ponad połowę sezonu miałam wrażenie, że to jakaś wariacja na temat „Gry Endera” Carda. Że co, proszę? Nie, no… staram się Wam nie spojlerować .
Początkowo też miałam wrażenie, że będzie nudnawo – wątek wieloświatòw i wirtualnej gry został przeorany na wszelkie sposoby, ba!, miałam wrażenie, że za późno się zabrali za ekranizację. Koniec końców jednak „Problem trzech ciał” to ładne i wciągające widowisko. Chętnie obejrzę drugi sezon, Netflixie.