Jakoś się tak złożyło, że obejrzałam wszystkie części „Clerks” i powiem tak – było to dość dziwne przeżycie. Jedynkę wyłączyłam, bo po 20 minutach czułam, że film ze mną nie może się dogadać, a ja się męczę. W tym czasie SkyShowtime Polska wywaliło film z oferty i musieliśmy troche poczekać, aż go przywróci. No i we wtorek mając ochotę na komedię stwierdziłam, że dokończę. I… poszło hurtem! Tak – „sprzedawcy” to dość specyficzna opowieść, nawet wulgarna i trzeba się wbić z odpowiednim humorem. Dante i Randall pracują w sklepach obok siebie – jeden w spożywczaku, a drugi w wypożyczalni. Tego dnia nic nie idzie jak trza: Dante w dzień wolny dostaje pracę, związek się sypie itd. Generalnie, film był debiutem Kevina Smitha bodajże i eksperymentem. Śmieszy, a i w napisach końcowych zapowiedziano „Dogmę”. To był rok 1994. Na dwójkę trzeba było trochę poczekać – do 2006 roku. I o Boże, to naprawdę jest komedia wszechczasów! Pół seansu sikałam ze śmiechu, a pół płakałam – też ze śmiechu. Wszystko tu błyszczało, a komentarz o rasizmie to jest poziom bardzo wysoki, dyskusja o Władvy Pierścieni kontra Star Wars też piękna… i tak szalenie ciepło się zrobiło na końcu seansu w serduszku.
Więc wzięłam się za Clerks III i… skończyłam płacząc, ale tym razem na smutno. Ten tytuł nie zbiera jakiś fantastycznych recenzji, ale kurde, dla fanów serii jest idealny. Randalla oświetliło po zawale i chce kręcić film o swoim życiu. Dante chce wspierać kumpla, ale sam zmaga się z depresją po utracie rodziny. I ten wątek mi nie pasował. A w połowie seansu skapnęła się, że to nie jest komedia, a dramat. Choć żarty są, oczywiście, ale nie błyszczą tak, jak w dwójce. Za to pod kątem budowania opowieści o umieraniu, o wartości życia i nostalgii jest to wartościowe dzieło. Może nie wybitne, ale wciąż przyjemnie się ogląda, przechodząc powoli do chusteczek.
Ps. Mówi się, że to najbardziej osobista seria Smitha – bo komentuje on to, co się działo w jego życiu. Clerks III powstał po zawale.