„The Ox” to adaptacja powieści szwedzko-amerykańskiego pisarza Siva Cederinga. Nie znam jej, ale myślę, że twórca mógł być zadowolony z efektu, tym bardziej po ogłoszeniu nominacji do Oskarów 1992. Obraz – przypomnę – przegrał z „Mediterraneo”, choć jest bardzo solidnym dramatem.
1867. Helge (Stellan Skarsgård) zabija woła sąsiada – Svenninga (Lennart Hjulström). Niestety, to nie chęć wyżycia się była powodem takiego stanu rzeczy; mężczyzna ma żonę i dziecko na utrzymaniu i głodują. Nie mniej, znacznie później Helge zostaje schwytany i ukarany. Co, myślicie, że to spojlery? Trochę tak, a trochę nie: to wszystko wynika z opisu dystrybutora, ale „The Ox” to obraz krótki, bo półtoragodzinny i właściwie większość metrażu zajmuje dojście z punktu A do punktu B z powyższego opisu. Na szczęście nie psuje to seansu.
Choć fabularnie „The Ox” nie przypadł mi do gustu, to nie sposób odmówić jemu mrocznej atmosfery. Pomaga w tym sam charakter szwedzkiego zadupia, ale ponad to mamy jeszcze szaro-ciemne kadry oraz niepokojącą, mroczną muzykę. I o ile pierwsza scena filmu od razu sprowadza widza do parteru, o tyle całość się broni, utrzymując niewesołą atmosferę. Powiem więcej – gdyby dać reżyserowi Svenowi Nykvistowi zrealizować dark fantasy, to mielibyśmy naprawdę złoto.
Choć „The Ox” przegrał, to jestem zadowolona z tego wyniku. To dobra historia, ale ona skupia się na prezentowaniu wydarzeń i nie tworzy z tego jakiejś wielkiej opowieści z przesłaniem. Być może w książce jest inaczej, ale nie wiem, bo nie czytałam.
Jeden komentarz do “The OX”