Świat Czarownic, Andre Norton

Simon Tregarth wpakował się w ciemne interesy i przez to ma problemy, które mogą skończyć się tylko jednym – śmiercią. No chyba, że byłego wojskowego uratuje jakiś cud. W tym przypadku trafia na szalonego doktorka, dzięki któremu przenosi się do tajemniczego świata pełnego magii i dziwacznych rzeczy…

Brzmi mało ciekawie? Hola, hola, powieść została wydana w 1963 roku (w Polsce w latach 90′), więc jak na tamte czasy była bardzo nowatorską historią. I co więcej, historią, która rozrosła się na kilkanaście tomów o Estcarpie.

Sama autorka jest nazywana Matką Fantastyki, napisała około 100 powieści i w momencie wydawania Świata Czarownic dostała prosto w twarz od wydawnictwa, które nie pozwalało jej wydawać pod imieniem i nazwiskiem. Cóż, teraz nie mogę znaleźć szczegółów, ale jak widać, pani rozwiązała problem wykorzystując magię, znaczy pseudonim.

Czy pierwszy tom z cyklu „Świat Czarownic” zasługuje na uwagę? Sądzę, że tak, bo to wyjaśnia w cholerę dużo dla kogoś, kto randomowo sięgnął po „Klucz Keplianów” i stwierdził, że to odgrzewany kotlet. Nie, w kontekście pierwszych powieści „Klucz” wcale nie był odgrzewanym kotletem.

Ogólnie jest to bardzo przyjemna powieść fantasy, która jest lekka i da się przez nią szybko przebrnąć. Im dalej, tym lepiej. A i tak fabuła nas zostawia w momencie, w którym – niestety – nie do końca wszystkie sprawy są załatwione. No ale to efekt większej intrygi i widać, że Norton chciała pójść od razu na całość, a nie „stworzę pierwszy tom i potem zobaczymy”.

Myślę, że warto obczaić tę serię i to nie dlatego, że zaczytywałam się w nią za dzieciaka, ale dlatego, że dość lekko płynie.

Co do lektora – Mariusza Popczyńskiego – to nie mam większych uwag. 🙂 Po prostu jest OK.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *