Są takie opowieści, które kuszą. Pięknem, światłem, kolorowością. Na przykład takie stories turbosłowian. Toż to istne fantasy! Jakaś Wielka Lechia, jakiś upadek i epickie odzyskanie siebie. Albo nowe przedstawienie starego schematu: walki Dobra ze Złem. Ziemia ocalona, bo…
KWIECIEŃ-MAJ
W kwietniu energetycznie bardzo dużo się działo, a ja przeżywałam kilka procesów na raz i to w ciągu jednego tygodnia. I wiem, że to wydarzenie opowiadam jak jakaś stara babcia opowiadająca milionowy raz o tym, jak jej mąż poszedł w samych skarpetkach do pracy, ale muszę, byście lepiej zrozumieli, co się odjewapniło.
Chodzi o drzewka. Tam faktycznie była wprowadzona jakaś energia i rzeczywiście było to pasjonujące doznanie. I teraz tak, w okolicach kościoła na moim osiedlu zatrzymałam się i odpoczywałam. Trwało to chwilę i nagle doznałam JOBCZEGO OLŚNIENIA!
JESTEM CZARODZIEJKĄ!
To uczucie spadło na mnie z zewnątrz. I było takie gwałtowne, radosne, takie… no, czułam się, jakby coś się odblokowało we mnie, jakby ktoś wzmocnił moje uświadamianie sobie, że jestem kreatorką. Rozumiecie, przyjęłam do siebie fakt, że mogę tworzyć, mogę się bawić z przestrzenią i tak dalej. Cieszyłam się i sądzę, że to robota tych Aniołów Drzew z Ósmego Wymiaru.
Jednak dla mojej psychiki było to takie… nienaturalne? Kurde, powiedzieć „złe” też nie pasuje, bo koniec końców podobno moje czakry zaczęły bardzo ładnie pracować, a ja przestałam się przejmować byciem czarodziejką jakieś pięćdziesiąt minut później, bo wszedł kolejny i kolejny proces, a ja dążyłam do harmonizacji, przełomu, bo byłam głodna życia.
Właśnie, przy tym tygodniu, kiedy odpalał mi się proces za procesem widać było nie tylko to, że mam zdecydowanie za dużo energii, ale też to, że JESTEM GŁODNA ŻYCIA. To było jak uwolnienie się z niewoli. Mogę wszystko. I jestem czarodziejką.
Ale w sercu mam myśl, że każdy z nas tak naprawdę ma w sobie Światło i każdy z nas może wpływać na przestrzeń, pięknie ją transformując czy tworząc fantastyczne wręcz rzeczy. Bo Kreatorzy to Istoty Światła – i tylko takie posiadają moc kreowania świata. Zwłaszcza swojego.
„Bądź dobrej myśli, bo po co być złej” – Stanisław Lem
Dobra, proszę Państwa, Szanowne Grono musi wiedzieć, że impreza się w pewnym momencie skończyła. Trzeba było wrócić do starej i wszystkim znanej rzeczywistości, w której magia dzieje się trochę… innymi trybami, niż machanie różdżką i zmianą kolorów sukienki księżniczki.
Będąc w tej rzeczywistości popatrzyłam na nią i odczułam w sobie totalne załamanie, złamanie wręcz psychicznie. „Ja już tak dalej nie mogę”, powiedziało moje serce i poszłam na trawkę. Zwyczajnie położyłam się na niej i rozmawiałam z Matką Ziemią i ze sobą, wygadywałam się i płakałam. Grubo było, oj grubo…
– Niech ktoś wreszcie coś z tym %^$%$# zrobi! Proszę! – powiedziałam.
Gdy kryzys przeszedł mogłam wrócić do obserwacji rzeczywistości. Wiedząc doskonale, że matryca została w jakiś sposób oczyszczona – w sensie starożytność i średniowiecze nigdy nie istniało, a to wszystko były bajki – przestałam się przejmować Słowianami, czy też raczej Turbosłowianami. W pewnym jednak momencie stwierdziłam, że mnie wali to, czy Francja, Korea czy inne USA mają w czymś przewagę nad Polską, ja mieszkam w Polsce i mam prawo tworzyć rzeczywistość, w której byłoby mi w niej pięknie. Równie dobrze Iskra ratująca świat może być z Polski właśnie.
Ekhem.
POŁOWA MAJA WCHODZI CAŁA NA BIAŁO
A ja mam białe klapki, które kupiłam po pewnych sugestiach. Pierwsza to Sylwia stwierdziła, że warto nosić białe obuwie, gdyż to jakiśtam kolor i chodzi o cośtam. Wybaczcie, bo chyba powinnam napisać dokładniej, o co chodziło, prawda? I w ogóle kim jest Sylwia? I druga sugestia? Aaa, no druga to białe klapki w sklepie, które przez cały weekend mnie prześladowały. A ja potrzebowałam nowych butów, po prostu. Kupiłam więc białe klapki stwierdzając, że ufam. No dobrze, w rezultacie… mam białe klapki!
Ale wtedy zapaliła mi się jakaś lampka w głowie, tylko jeszcze nie wiedziałam, w którym pokoju. Biel teoretycznie ma znaczenie takie, że oznacza czystość i piękno, harmonię. No tak, mamy białą kartkę, pustą kartkę. Tylko wiecie, tak jest w przestrzeni świata, gdzie na przykład cały tydzień dziewczynki po komunii świętej łaziły całe na biało, bo był Biały Tydzień. I nie powiem, co czułam, gdy na to patrzyłam, ale… wciąż w głowie miałam miejscówkę zwaną Kram. Tam białe miejsce jest Piekłem. I jest naprawdę straszne.
Więc, kiedy Sylwia – kim ona jest to zaraz – zaproponowała kupno białych butów miałam po prostu dysonans poznawczy. No, ale dobra, postanowiłam zaufać, w końcu to Iskra z Pol…
To co ja mówiłam o tych Słowianach? A, że no tak, Koreańczycy mają swoją wersję turbo, a my, Polacy, mieszkamy w Polsce i mamy swoją. Ogólnie to pewnie wszystkie narody marzą o byciu wybrańcem i wszystkie chcą być wielkie w swej mocy, epickie, rządzące światem i mające wpływ na wszystko. Piękna bajka, prawda?
Właśnie, bajka…
Jednak urzekła mnie myśl o tym, że nie ma narodów, są tylko rody. Ludzie. Ludzkość. Przecież kwestie narodowe – nie mylić z kulturowymi – zwykle obfitują w animozje, włącznie z nawalankami przy granicach. To jakaś manifestacja rozdzielenia. Wszak pamiętamy piękne powiedzonko buddystów „wszyscy jesteśmy jednością”, prawda? To dlaczego mamy pretensję do Anglika, który akurat schlał się w najbliższym ogródku w Krak…
Pijani.
Niektórzy myślą o Turbosłowianach są pijani.
A niektórzy po prostu bawią się w kreowanie czegoś fantastycznego, na przykład w pismo runiczne.
A teraz pytanie jest takie: CO OZNACZA DLA WAS PIZZA?
Bo dla większości rodziców pizza to coś smacznego, na co można iść z dzieciakami w Dniu Dziecka. Tyle. Koniec historii, tu nie ma żadnej filozofii. Za to schody zaczynają się wtedy, kiedy wkracza do akcji foliarz. Ten – of course, jeśli nie będzie wiedział, podobnie jak Ty – kim jest Sylwia, powie, że to jest symbol zjadania Matki Ziemi. Bo Sylwia stwierdziła, że oczyściła wszystkie negatywne symbole z negatywności.
Czekaj, czekaj, co?
Na szczęście w głowie zatrzymuję pewne bardzo mądre słowa, które dostaję od innych. Przykład: „symbol znaczy dokładnie to, co chcesz, by znaczył”.
Chyba już zajarzyliście, o co mi biega, nie muszę więc przytaczać kolejnych przykładów typu krzyż, słońce, turbosłowia… znaczy, no, hinduski symbol szczęścia, którym podjarał się Hitler i tak dalej. Przykładów pewnie tysiąc i jeden, a Ty nadal nie wiesz, kto to jest Sylwia.
ISKRA Z POLSKI
Wawel. Znane wszystkim miejsce mocy, które działa obecnie na bardzo wysokich wibracjach. I badali to niezależni od siebie jasnowidze, osoby grubo pracujące z energiami. Ludzie więc dostali informację, czy Wawel rzeczywiście został oczyszczony, bo tako rzecze Sylwia.
Sylwia twierdzi, że jest Iskrą z Polski i bardzo obficie pracuje z energiami. Oczyszcza to, tamto, a w ogóle to teraz już wszystko będzie w porządku, bo ona dawno, dawno temu zadecydowała, że będzie współpracować ze Światłem w celu wyzwolenia Matki Ziemi od bzdetoletów.
I teraz tak. Dziewczyna robi proces za procesem, ale siedzi w szpitalu i to pod kroplówkami. OK…
– Wyczerpujesz się, bo bierzesz odpowiedzialność za innych – skomentowała sytuację przyjaciółka. Oczywiście. I to bez ich zgody, no chyba że zgodą jest siedzenie na grupie Sylwii. Czekaj, gdzie umowa z tą panią na papierze? Hmm… A, chwila. Skoro chcesz władać światem to nie musisz pytać innych o zgodę, skoro pracujesz nad tym, by świat był cały w świetle, to jednak jakieś konsekwencje będą. Bo przecież energia i zarządzanie nią to bardzo ważna sprawa, czekaj, moment, pogubiłam się.
Jeszcze tylko kilka akapitów tego tekstu, wytrzymajcie xD.
Sylwia uparcie twierdzi, że wszystko, co inni jasnowidze widzą to jest to jej robota. Tyle że nie – bo każdy z nas jest Iskrą, która pracuje, by Światło było na tej planecie, ale to to już ja tylko dopowiadam do historii. W końcu ona jest Wybranką, Mesjaszką, Chrystusem w kobiecej postaci.
No tak, przyznała, że trafiła do szpitala, ale nie pamiętam, do jakiego. Może mi coś umknęło?
I teraz tak. Zapewne wiele osób, bardzo wiele powie: ale przecież kupiłaś buty. No tak, ale buty i tak bym kupiła, jednak fakt faktem, że weszłam w tę historię jak filip w konopie. Skapłam się mam nadzieję, że nie za późno, ale inni – zwłaszcza w jej grupie telegramowej – powiedzą, że przecież dzieje się coś w ich ciałach, że przecież informacje, że to i tamto.
BO WESZLI W JEJ KREACJĘ.
Ona ma moc, bo się dajecie – tzn. ona sama ma moc, of course, ale ktoś, kto wierzy, że ona to wszystko robi dodaje jej siły, witalności. Auć.
Teraz odpowiedz sobie na najważniejsze pytanie:
CZY CHCESZ BYĆ W CUDZEJ KREACJI, CZY W SWOJEJ WŁASNEJ?
I o ile ona ma mocny program mesjanizmu prawdopodobnie, o tyle mogło być po prostu tak, że rzeczywiście mocno pracowała z energiami robiąc coś dla Światła, świata. To nic złego. Jednak gdy jesteś głodny/a życia, to czasem robisz coś ciągle i ciągle, wyczerpując się, bo nie dajesz sobie czasu na oddech. W ten sposób faktycznie można trafić pod kroplówki. Inna kwestia, że trzeba również uważać, gdzie się wchodzi butami w Sieci, bo czasem można załapać jakieś dziwne podczepy.
Albo po prostu – obcowanie z bardzo wysokimi energiami dla naszej psychiki niekoniecznie dobrze się kończy, jak widać. Ale zaraz! Czy ja śmiem krytykować cudzy obraz świata?! Bo przecież ona jest Iskrą z Polski! Jakim cudem ja krytykuję coś tak ważnego!
Już w momencie, gdy ona stwierdziła, że jest Mesjaszką dla świata, że tylko ona robi i to wszystko widać w przestrzeni, poczułam wątpliwości. Że coś jest nie tak. No bo zobaczcie. Mamy piękną historię o Turbosłowianach, no i dobrze. Na to się godziłam, bo kto mi zabroni się bawić? Coś przecież jest i czegoś przecież nie ma, z grubsza co się działo w przeszłości to nie ma znaczenia, bo jest tylko teraz. Ale znowu odleciałam, podobnie chyba jak Sylwia, która na swojej grupie dalej wypisuje:
W tym momencie usłyszałam wewnętrzny krzyk. Ja nie chcę żadnych włatców tego świata, w mojej kreacji wszyscy mają być wolni i miłość ma być, a nie jacyś włatcy i inni mesjasze z zewnątrz, i w ogóle. Niestety, po drodze widać było wywalenie moich kompleksów. Ale o tym na końcu, bo jest jeszcze jedna, bardzo niepokojąca rzecz…
Pamiętacie jeszcze jak mówiłam o podczepach?
No więc jest sobie pani – całkiem z innej pary kaloszy – która napisała książkę „Gwiezdne dzieci”. Uh, niektórzy są zachwyceni, bo Plejadianie i tak dalej. Niestety, większość osób po przygodzie z tą historią skarży się, że musiała oczyścić swoją energetykę, a tak w ogóle do sieci trafił pewien film promujący ową historyjkę. Opiszę Wam, bo to nie było ładnie energetycznie. Otóż, jest przedstawiona Matka Ziemia w postaci kobiety w ciąży. Aha. I przychodzą do niej jakieś postacie różnie wyglądające. No wiecie, błękitna skóra, cośtam na głowie i inne cuda wianki. I z pozoru może się to wydawać ładne, ale w praktyce było nudne, a poza tym czułam mocno, że coś jest nie tak. I nie oglądałabym tego dziewięciominutowego filmiku, gdybym wiedziała, że na końcu jest reklama tego czegoś.
Ale jak już wspomniałam, energetycznie to to nie miało ładnej energii, a pokazane było – tak to interpretuję – że jakieś stwory przychodzą na Ziemię, a aktorka grająca samą Ziemię nie miała zbyt wielkiej pewności siebie. Widać było, że próbuje z Serca, ale miałam wrażenie, że czuje się nieswojo. A może to tylko moja opowieść?
Dobra, za długo już opowiadam stories, teraz pora na odpowiedź: co ma piernik do wiatraka?
Ano, to.
NIE ŚPICIE? TO GRATULUJĘ, DOTARLIŚCIE DO PODSUMOWANIA
Jeszcze dwa-trzy miesiące temu nie uważałam siebie za kreatorkę. Byłam zdziwiona taką możliwością. ALE JAK TO, JA MAM WPŁYW NA SWOJĄ RZECZYWISTOŚĆ?
Odkrycie, że mogę bardzo dużo, że mogę realnie, a nie na papierze działać jest na tyle świeżym odkryciem, że badam jeszcze sprawę, że sobie to uświadamiam. Ale podsumujmy sprawę: kiedy w kryzysie poprosiłam, by ktoś/coś zrobił z tym pierdolnikiem, to przyszła odpowiedź z przestrzeni. Sylwia. W końcu ratuje świat, prawda?
Fajny tekst Olu. I zabawny i mądry. Dziękuję.