*pn = prawo naturalne
Moim zdaniem jakieś 99% społeczeństwa powinno przeczytać powyższą książkę. Rozumiem jednak, że nie każdy lubi – no właśnie – czytać, więc pokrótce opowiem, z czym to się je. Ci, którzy chcą jednak wgłębić się w lekturę proszę o pominięcie tego wpisu, gdyż będą mega spojlery. Ale spokojnie, ostrzegę od którego momentu.
Jeśli Wam się wydaje, że James Patrick Hogan był zwykłym pisarzem science fiction, to jesteście w grubym błędzie. Ta istota dostała informację, by w taki sposób zaprezentować pewną, bardzo mądrą kulturę. Tak, gdy wejdziecie w jego życiorys zobaczycie, że facet interesował się ezoteryką. Niestety, ludzie pewnych rzeczy sobie nie uświadomią, jeśli nie dostaną tego w postaci symboli czy historii. Na szczęście koleś był ogarnięty, więc napisał. Napisał coś, co jest wielką i ważną wskazówką dla społeczeństwa. I chociaż Wasze umysły prawdopodobnie nie poczują tego w pierwszej chwili, bo będą myśleć systemowo, to… on wszystko pokazał. Absolutnie. A oto streszczenie „Najazdu z przeszłości”, która jakimś cudem doczekała się wydania w Polsce (inna sprawa, że jedynego).
(Spojlery) Polityka musi odejść, a o to dlaczego
To jest absolutnie nieważne, że gdy autor pisał, to opierał się na sobie znanym kontekście politycznym. I tak mamy na przykład ZSRR, USA i inne kraiki. Tylko właśnie teraz tak sobie myślę: samo już to, że ZSRR istniało dłużej, niż do 1993 roku było czymś kuriozalnym, podobnie jak „wspólne interesy” państw USA i Chin. Śmiechu warte, prawda? Ale tamtejszym mieszkańcom już tak do śmiechu nie jest, ponieważ co chwilę mają nawalanki. Dosłowne. Wojny jedna za drugą, imperia wzajemnie się wyniszczające i w dodatku wszyscy politycy – od lewa do prawa, od prawa do lewa i tak w kółko – mieli absolutnie w dupie mieszkańców, którzy są na skraju wyniszczenia tak psychicznego, jak i fizycznego. I jeden gościu z USA, który był szychą wpadł na pewien pomysł. Trzeba uratować ludzkość. I on wie, jak to zrobić. Wyślą w kosmos zarodniki ludzkie, czy coś w ten deseń, w każdym razie posłużą się taką techniką, by ludzkość mogła się odrodzić na planecie zdolnej do życia. No i tak zrobili. Plan zakładał, że rakieta ma wylądować na randomowej a’la Ziemi, ale właśnie: udało się. A co ze starą Ziemią? A jak myślicie, bili się do końca, do końca bez sensu uprawiali ten nieludzki system.
Brzmi znajomo?
Jeśli komuśkolwiek się wydaje, że dowolni politycy w naszych realiach chcą – ale tak naprawdę chcą – walczyć, działać dla społeczności ludzkiej, to się grubo myli. Nigdy nie było tak, że władcy mieli szacunek, miłość i inne wspaniałe rzeczy wobec ludu. Zawsze go jebali, a historia pisze bzdury. Szlachetny książę, och, jaki wspaniały, super, szkoda tylko, że w kącie gwałcił swoją żonę, ale o tym nikt nie powie, bo łatwo jebać „słabszych”.
Bo wiecie, kobiety NIE SĄ słabsze.
W każdym razie, uważam, że polityka to dno i głębiej, przynajmniej 50 metrów bardziej. Nie do uratowania. Najlepiej by było, gdyby tych zj…. nie było, bo naprawdę, powiadam Wam: zwykli ludzie chcą zwykle żyć. Jeść, cieszyć się życiem, uprawiać radość, miłość, sztukę, nic więcej do szczęścia nie trzeba. Naprawdę. Ale trzeba było ukręcić łeb ludzkości, prawda?
Nieprawda – to znaczy ja się nie zgadzam na to, by ludzkość w dalszym ciągu przeżywała piekło. Ale co ja mogę? Niby nic, a tak w głębi siebie jestem wściekła, wkurwiona, zniesmaczona, umysł w kwiecie kwiku, a ja poza tym staram się w tym jebniętym systemie ułożyć sobie życie. I nieważne, że randomowy psycholog mógłby uznać, że zaczęłam szukać jakiś dziwnych rzeczy po kątach, bo po prostu to samoobrona psychiczna. Potrzebuję nadziei, więc trzymam się jej pazurami, i właściwie to mnie jako tako trzyma. Choć ledwo, ledwo, bo zaczynam się tu strasznie, ogromnie męczyć w sposób niestety albo stety bardzo świadomy.
Ale, wracając do powieści, bo przecież to tu po to wleźliście, a nie żeby słuchać moich kwików, prawda?
(Spojlery) Społeczność idealna, ale… ale to tak można?
No i zaczniemy sobie od tytułu, który nie jest przypadkiem. Jest absolutnie doskonały. Otóż, panowie krytycy, tu nie chodzi o lata świetlne i inne rzeczy, ani nawet o metafory. Chodzi o mentalność. To jest doskonały opis – niestety – obecnie naszej mentalności. Może jest ciut lepiej, niż w „Najeździe z przeszłości”, bo wojen wszędzie gdzie popadnie jednak nie mamy, ale wszystko inne… już tak. Politycy, którzy są [autocenzura], pieniądze, dziwne systemy niewolnictwa udające, że są systemami wolnościowymi…. Otóż, proszę państwa, wystarczy tego gadania. Pewnego dnia na planetę, na której miała się odrodzić ludzkość przybywa statek ze starej Ziemi. Zgadnijcie, po co. Tak jest! Chcą podbić ludzkość, która miała się odrodzić!
Już przy kontakcie z nową Ziemią jest komicznie. „Chcemy rozmawiać z przywódcą” – rzekł przybysz, na co w odpowiedzi dostał „ale my nie mamy przywódcy”. Przybysze do momentu wylądowania wciąż myślą, że tubylcy są niebezpieczni, walą ściemę i tak dalej. W momencie kiedy jednak lądują i zaczynają rozmawiać z mieszkańcami okazuje się, że… jest inaczej. Totalnie inaczej, a tubylcy rzeczywiście nie mają ŻADNYCH przywódców. ŻADNYCH POLITYKÓW.
Co się stało?
Ano – ten pan z USA, co wpadł na pomysł, by wysłać ludzkość w przestrzeń kosmiczną wiedział. Wiedział, kurde, że we wszystkim są ukryte programy, które tylko i wyłącznie wspierają programy wojenne, programy ego. Więc ze specjalistami opracował tak dorobek kulturowy, by odrodzona ludzkość już nie miała pierdoletów w głowie. EKSPERYMENT SIĘ UDAŁ.
To że politycy poszli w odstawkę to jedno, ale przybyszów dziwi jeszcze jedna, niezwykle istotna rzecz.
WSZYSTKO JEST ZA DARMO.
NIE MA PIENIĘDZY.
Domy są – każdy mieszka wygodnie i nie musi płacić rachunków. Idziesz do sklepu i bierzesz, co potrzebujesz, bez walenia monetą w kasę. I to doskonale funkcjonuje.
Ale spokojnie, JEST wymiana energetyczna, jakby kogoś to martwiło!
Jakim cudem?
Ano, po prostu. Robisz to, co czujesz. Poświęcasz swój czas pasji, potrzebne społeczeństwu rzeczy robisz, no i dlatego, że to lubisz. Na przykład: ktoś idzie popracować do firmy, dajmy na to, fabryki. Ty idziesz do tego kogoś posprzątać, bo zwyczajnie LUBISZ SPRZĄTANIE I DAJE CI TO RADOŚĆ. W ten sposób odwdzięczasz się za to, że ten ktoś pracuje w firmie, która nie wiem, produkuje cokolwiek, z czego korzystasz. Taki przykład.
Wow, niemożliwe?
Wow, a teraz pomyślcie.
Po jakiego grzyba ludziom pieniądze, jeśli potrafią się sobą wzajemnie opiekować? Tak jak wyjaśniał jeden z mieszkańców przybyszowi: KIEDY POTRZEBA COŚ ZROBIĆ, TO SIĘ TO ROBI.
I zawsze się znajdzie osoba, która zrobi to, co potrzebne. W poukładanym środowisku, społeczeństwie mentalność a’la Summerhill (angielska, wolnościowa szkoła) NIE JEST PROBLEMEM, jest naturalna. Oni też uczyli i uczą się tego, co potrzebują, na kiedy potrzebują, chociaż nie wszystkie dyrdymały edukacji sprawiają im radość. Ale patrzcie, w „Nowej Summerhill” – książce z lat 50′ już były idee, które do dnia dzisiejszego SĄ AKTUALNE.
Rozumiecie?
Społeczeństwo JEST W STANIE FUNKCJONOWAĆ BEZ BZDETOLETÓW, BO BZDETOLETY BARDZIEJ ROZPIERDALAJĄ ŻYCIE, NIŻ JE BUDUJĄ.
I oczywiście można mówić, że to trudne, że ludzie nie dorośli, ale właśnie… kto tak mówi? Kto wmówił, że ludziom do szczęścia potrzebna jest polityka? Pieniądze?
Prawem naturalnym człowieka jest obfitość.
Ona będzie naturalnie wtedy, kiedy nie będzie przeszkód, na przykład w postaci pieniędzy.
Piękny system społeczny i uważam, że trzeba przeczytać książkę, żeby zrozumieć w pełni, o czym ja mówię. Tam naprawdę to widać i naprawdę czuć, że to jest możliwe. Mało tego, Hogan zrobił małe, bardzo optymistyczne podsumowanie powieści.
(Spojlery) Możemy się nauczyć
Dokładny czas w książce nie jest opisany, więc nie wyczytasz, czy to działo się w ciągu kilku miesięcy, czy roku. Jednak wyraźnie zaznaczono, że przybysze dość szybko się zaadaptowali do nowego społeczeństwa. Naprawdę, przestali się przejmować bzdetami i widać było, że lubią to, co zaczęli robić. Nie myśleli o rachunkach, o zakupach, o niczym zbędnym nie musieli myśleć. Co prawda, jak nie poszło się do… a, nie sorry. Są urządzenia, które dostarczają do chałupy zakupy. Piękna sprawa, takie wykorzystanie technologii, prawda? W końcu to science fiction, w którym ostatecznie wszystko dobrze się kończy. Mało tego, po paru awanturach (specjalnie nie zdradzę jakich, żeby Was jednak zachęcić do obczajenia powieści) okazuje się, że można i warto odwiedzić starą Ziemię. I jak myślicie, wylądowali na przestrzeni pełnej życia? No, trochę jeszcze tam Ziemianie żyli, ale chodzi o to, że w ostateczności i oni nauczyli się żyć bez bzdetoletów. Co więcej, wszyscy, którzy to przeżyli stwierdzili na koniec „ależ to proste”.
Kurtyna.
Dziękuję za przeczytanie tego wpisu i jeśli chcecie, rozdawajcie go dalej. Niech się więcej ludzi dowie o tej idei :). Wszak daje nadzieję wielu osobom!