(Wiem, miałam obejrzeć Lady Bird).
*
Wiedziałam już wcześniej, że „X” nie jest filmem, który zryje mi banię czy coś w ten deseń. To przez oceny na IMDB i niestety – ale miały one rację. „X” to slasher… może nie tyle przeciętny, co bardzo prosty w swej konstrukcji, niezbyt przyjemny, budzący pewne podejrzenia i w dodatku… w sam raz na odmóżdżanko. Innymi słowy, jeśli mózg chce wypocząć i nie szuka ambitnych obrazów, to „X” jest spoko.
*
Pearl… no właśnie nie Pearl – Maxine, która wygląda jak znana nam Pearl – wraz z ekipą zajeżdża do wynajętego domku, by kręcić pornola. I tak, widzimy ich próby stworzenia widowiska w tym gatunku. I wiecie, co? To ma więcej aktorstwa – i to dobrego – i ma więcej smaku od jednego z najdłuższych pornoli, znaczy od „Biednych istot”. Tak, wiem. Ale nie da się uniknąć na tym polu porównań, ponieważ bohaterowie „X” KRĘCILI DO JASNEJ ANIELKI PORNOLA! Pornol z natury jest obrzydliwy, niedobry i takie po prostu energetyczne gówno. Tu po prostu widzimy r.u.c.h.a.j.ą.c.y.c.h. się ludzi i jest to całkiem przyjemnie dla oka, co więcej – mamy tu ciekawy aspekt grania scen erotycznych przez aktorów. No tak, ci ludzie po prostu szczerze o tym temacie dyskutują. Tymczasem Lant… znaczy, w „Biednych istotach” nie czułam, że seks jest ładny, czy że coś daje, dzieje się ciekawego. Tam było po prostu r.u.c.h.a.n.k.o. bez żadnych większych aspektów.
*
To, co może rzeczywiście łączyć te dwa obrazy, to masoński wydźwięk. Każdy film, w którym jest o.r.g.i.a. czy inne podobne rzeczy jest masoński. I to głównie za sprawą rytuału, w którym biorą udział aktorzy, a przede wszystkim aktorki. O ile nie mam wątpliwości, że to spotkało Emmę Stone (Bella Baxter w „Biednych istotach”), o tyle mogę się jedynie zastanawiać, czy to samo miało miejsce w przypadku Mii Goth (Maxine) i Jenny Ortegi (Lorraine) w „X”, ponieważ… no właśnie – wracamy do tego, w jaki sposób film ukazuje nam seks.
*
I teraz tak – film nie ukrywa, że wydarzyła się masakra, bo właściwie policjant wpada do domu, gdzie zastaje flaki. I chwilę potem przenosi nas do krwawych wydarzeń. Fani slasherów nie dostaną nic nadzwyczajnego, ale kilka rzeczy „X” trzeba przyznać. Przede wszystkim bardzo miło dopasowali muzykę, więc seans był tym przyjemniejszy. Jeśli chcecie, bym napisała tekst o piosenkach z filmu, to napiszcie w komentarzu „Ortega”.
*
Ale to, co przede wszystkim sprawia, że widz ma ochotę obejrzeć „X” do końca to niewątpliwie reżyseria, praca kamery. To są ciekawe ujęcia, kadry może niekoniecznie, ale widać, że to jest film, który chce się bawić formą. Przez to wszystko obudowywuje prostą jak budowa cepa historię w coś znacznie ciekawszego, niemal artystycznego.
*
Czy polecam „X”? Jeśli potrzebujecie dobrego slashera – to niekoniecznie jest to to miejsce. Ten film sprawdzi się głównie jako miła przerwa, odmóżdżacz, zupełnie coś, o czym za chwilę, za pięć minut po końcu seansu się zapomni. Ale… mimo wszystko czekam na trzecią część, ponieważ wątek starości, który tu wykorzystano nie będzie niczym nowym, nie będzie też zaskakującym. Dlatego jestem ciekawa, jak przedstawią Mię Goth .
Miłego dnia!