[33 dni] Self-love #24: użyj metody holotropowej

Powiem tak. Cały dzień działo się dużo procesów uwalniających i konkretyzujących moją przyszłość, a właściwie teraźniejszość. A to darmowy kurs Joanny Parysz, albo rozmowa z nią, albo honopomono. Ale przede wszystkim odwaga bycia w sobie. Wiecie, napisanie do wydawnictwa o egzemplarz recenzencki to nie figa z makiem, to poważna sprawa. Zwykle. Ale również napisanie do lokalnej Galerii Askana z zapytaniem, czy nie pomogliby wypromować „Agafe” to też nie lada wyzwania. W ogóle, dużo się działo. Na przykład poszłam na spacer do lokalnej piekarni i kupiłam chleb za 8,50, a potem wpadłam na pomysł, by jutro upiec chleb. Haha – zabawne :). Bo gdy weszłam do marketu, stwierdziłam, że ja tego tam pieczywa nie chcę. Ale… wiecie, napełniłam się światłem/miłością i stwierdziłam, że zobaczę w lokalnej piekarence. A byłam zacnie, pięknie i powabnie ubrana, no i hej, na spacer. Wróciłam w sam raz na wspomniany kurs, no i… trochę ruszyło. Zawsze rusza, jak jej słucham/ją czytam. Ciekawe. W każdym razie, oddech holotropowy. No mówię Wam, czułam przed nim strach, zwłaszcza, że na yt wylazły jakieś dziwne techniki typu „uaktywnij szyszynkę”, „naćpanie po oddechu”, „serce cośtam” i straciłam wątek. Na szczęście pokazał się też polski kanał Wima Hoffa i… poszło! A oto i on:

Jestem z siebie taka dumna i mam motylki w mózgu, znaczy endorfiny :). Fajne to, chyba jutro też spróbuję :P.

To dobranoc 😀 albo miłego dnia :))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *